Stowarzyszenia spożywcze
Początki w Królestwie Polskim
Ludwik Krzywicki Stowarzyszenia spożywcze : ustęp z dziejów kooperacji 1903
"Idea zrzeszenia spożywczego pojawia się u nas wraz z ocknięciem się zainteresowania dla zagadnień ekonomicznych w latach 1866—1870. Wychodzi wtedy „Ekonomista“, a przy nim dodatek pod nazwą: „Merkury". Grono osób, które zgromadziły się około tych pism, krząta się gorliwie nad zaznajomieniem kraju naszego z ówczesnym dorobkiem kooperacji. Z jego łona wychodzą założyciele stowarzyszenia spożywczego Merkury w Warszawie. Jednocześnie powstaje Zgoda w Płocku i Oszczędność w Radomiu. Z tych instytucji tryska życie, założyciele imają się pracy z zapałem, acz z małą znajomością rzeczy. Naturalnie, pomyślny rozwój założonych spółek wyrobiłby doświadczenie, stworzyłby sprawność, gdyby idea kooperacyjna padła na grunt właściwy. Ale zaszczepiono ją na glebie nieodpowiedniej — warstw względnie zamożnych, których wymagania są zanadto urozmaicone, ażeby zrzeszenie spożywcze w początkowym okresie rozwoju zdołało je zaspokoić należycie, a nadto warstwy te nie potrzebują liczyć się zbytnio z każdym groszem wydanym. Na skutek nizkiej dywidendy od zakupów nie było podniety do popierania sklepu spożywczego, przytym dobroć towarów nie była tam nadzwyczajną. Członkowie obojętnieli i obojętnością swoją powstrzymywali rozwój spółki. A przedewszystkim nie byli przeniknięci poczuciem pożytku i potrzeby zrzeszania się. Wielu zapisało się do stowarzyszeń, ponieważ pisma rozwodziły się nad kooperacją, idea zaś była modną; inni dali składki, uważając to za obowiązek obywatelski, od którego nie wolno się uchylać, jeszcze inni liczyli, iż koszta ich utrzymania spadną o 25£. Ale zyski nie dopisały, drobne oszczędności ginęły w budżecie domowym, o idei zapomniano; kie rownictwo stowarzyszeń wymagało nie tylko dobrych chęci, ale znajomości i pracy — i zrzeszenie nasze prowadziło wątły żywot, podtrzymywane nie z potrzeby, ale dla honoru!
Warstwa, w warunkach swego bytu codziennego nieznajdująca dostatecznej podniety do zrzeszania się, oto zasadnicze źródło naszych niepowodzeń na polu kooperacji spożywczej. ATa tej glebie wyrastają objawy takiej opieszałości i bezwładności, iż gdybyśmy nie mieli przed oczyma wzorów zagranicznych, zwątpilibyśmy zupełnie o żywotności kooperacji. Prasa prowincjonalna wyciągnęła świeżo na jaw ciekawe szczegóły z bytu naszych stowarzyszeń. Oto opis spółek spożywczych w Zawierciu: „Stowarzyszeń takich posiadamy u nas dwa. Jedno z nich — młodsze, prowadzi żywot cichy, pracowity, lecz dla członków swych nader pożyteczny; drugie zaś starsze, zasobne, na którego czele stoją nie- zawsze ludzie dokładnie obeznani ze stosunkami handlowemi. Pierwsze rozwija się pod każdym względem nader po myślnie; drugie spoczywa w błogim śnie i apatji. Dość powiedzieć, że sklep stowarzyszenia przy ogólnym obrocie 117,506 rb. poniósł strat w przeciągu roku jednego 4,933 rb., a po doliczeniu strat za czas poprzedni zamknięto bilans z 6,422 rb. minusów. Dziwne tu panują porządki. Sklep np. mieści się w ciasnych pokoikach i nie posiada żadnych zapasów! W obecnej chwili członkowie Zarządu rozjechali się w różne strony, jeden jedyny jego członek jednocześnie pełni obowiązki prezesa, kasjera, kontrolera i t. d.! A dzieje się to prawie przy końcu operacyjnego roku!“ (Kurjer Sosnowiecki 1902, Nr. 33.)
A oto inny obrazek! Szkoda, iż nie wymieniono stowarzyszenia: „Przez parę pierwszych lat płacono uczestnikom po 10% dywidendy „dla zachęty “ (bez robienia szczegółowego remanentu i bilansów); po upływie zaś lat 5 z powodu braku możliwych do sprzedaży towarów i kapitału na ich sprowadzenie, sklep zlikwidowano, stowarzyszeni potracili po 75% swych wkładów, zyskując na całe życie „stowarzyszeniowstręt“. Przyczyny powyższego niepowodzenia niepodobna przypisać złej woli pp. handlowców (subjektów sklepowych), gdyż tam ich zupełnie nie było; zarząd tak wierzył w swoją znajomość rzeczy, że sam samodzielnie sklep prowadził. Personel składał się tylko z jednej pani, ekspedjentki i zarazem kasjerki, jej pomocnicy i stróża (wszyscy nieobznajmieni z handlem). Buchalterja, rachunek towarów i stanu finansowego stowarzyszenia nie były tam prowadzone zupełnie, gdyż zarząd, choć złożony z ludzi inteligientnycli, wogó- le nie uznawał potrzeby kontroli i rachunkowości. Ta okoliczność miała jedną dobrą stronę, a mianowicie, że dzięki jej do dziś niewiadomo, kogo uważać należy za sprawcę straty 3/4 ogólnego mienia.“ (Kurjer Sosnowiecki 1902, Nr. 23.)
To samo pismo, z którego zaczerpnęliśmy powyższe obrazki, kreśli ogólny stan naszych stowarzyszeń spożywczych, a szczegóły wskazują, iż artykuł wyszedł z pod pióra znawcy: „G-dyby komisje rewizyjne chciały poszperać w rocznikach stowarzyszeń spożywczych, dowiedziałyby się bardzo ciekawych rzeczy. Dowiedziałyby się np., że wykazywaną w bilansach sumę należności od stowarzyszonych można śmiało zmniejszyć o jedną czwartą, bo w książkach figurują, jako pozycje, długi ludzi dawno zmarłych, wysłanych do więzienia lub zaginionych bez wieści. Dowiedziałyby się, iż należności takie amortyzują się co rok kosztem dywiden-
inne źródła
Andrzej Kontkiewicz Historia Stowarzyszenia Spożywczego „Nadzieja” w Dąbrowie Górniczej