Faustyna Morzycka
Spis treści
źródła
WALENTYNA NAGÓRSKA
Faustyna Morzycka w Niepodległość zeszyt IV 1933 Domena Publiczna, śródtytuły od historia.ofop.eu
FAUSTYNA MORZYCKA
(1864-1910)
Urodziny na katordze
"Przyszła na świat w turmie tambowskiej, jako "docz katorżnika", trzymali ją do Chrztu towarzysze wygnania jej ojca. Wichry sybirskie zawodziły kołysankę nad kibitką etapową rodziców - mrozy i tajgi sybirskie wychowały tę wątłą latorośl dalekiej Polski. W duszę jej zapadały głęboko marzenia bujne, nieziszczone nadzieje i tęskne rodaków rozmowy" 1).
Te pierwsze ponure wrażenia dzieciństwa odbiły się w melancholijnem, jakby przerażonem spojrzeniu, jakiem cudnemi oczami na świat patrzała. Imię jej, dane na pamiątkę ciotki, Faustyny Morzyckiej, entuzjastki ze Żmichowską zaprzyjaźnionej, znaczyło ją jakby stygmatem, czuła się powołaną do podejmowania najszlachetniejszych zadań i snucia przerwanej tradycji entuzjastek. W istocie każdy jej czyn i stosunek do ludzi wypływał z uczuciowego podłoża, z serca, płonącego niewygasłym zniczem. Dusza, na górny nastrojona ton, rwała się do czynów ofiarnych, do pracy ideowej. Harmonję z tem duchowem pięknem tworzyła śliczna jej postać. Sienkiewicz po powrocie z Nałęczowa, gdzie poznał Morzycką, opowiadał znajomym: "Płynąłem łódką po stawie nałęczowskim z boginią, która chyba zstąpić musiała na ziemię!".
Uroda niezwykła torowała jej drogę do hołdów, do królowania w salonach, rzucić mogła w wir uciech światowych, zacieśnić horyzonty, odwrócić myśl od zadań głębszych. Marzenia jednak pięknej dziewczyny po innych biegły szlakach.
Początki działalności społecznej
Na progu młodego życia, po ukończeniu pensji Czarneckiej, udaje się do jednego z wybitnych działaczy na polu pracy społecznej z prośbą o wskazówki i rady. "Nie zapomnę tej bladej ze wzruszenia twarzy i cichego, jakby z głębi płynącego, głosu, jakim wypowiedziała te słowa; "Weźcie mnie do roboty, nauczcie, co i jak mam czynić" 2). Wydaje mi się jednak, że już wtedy krystalizował się jej światopogląd i sama wiedziała dobrze, ku czemu pójdzie. Oświecać lud, szerzyć kulturę, budzić zakrzepłe w obojętności serca, ciemne masy pozyskać dla dobra i przyszłości kraju - to były dla niej zadania palące, jakie z młodzieńczym zapałem podjąć pragnęła.
Z przybranymi rodzicami w Nałęczowie
Warunki jej życia składały się pomyślnie dla takiej właśnie pracy. Trudne położenie materjalne rodziców skłoniło ich do oddania małej jeszcze Faustyny na wychowanie bezdzietnym doktorstwu Nowickim. Otoczona najczulszą opieką, wzrastała pod bezpośrednim wpływem Fortunata Nowickiego, człowieka wysoce szlachetnego, o szerokim umyśle, co niewątpliwie wpłynąć musiało na rozwój jej intelektualny i duchowy.
Nowicki, szczery patrjota, stęskniony za krajem, rzuca stanowisko zdrojowego lekarza w rosyjskim Lipecku i staje do pracy twórczej we własnym kraju, gdzie z wielkim trudem wskrzesza i urządza wraz z doktorem Lasockim zakład leczniczy w Nałęczowie i tam się osiedla. Łączy to przybraną córkę z tym uroczym zakątkiem kraju. Kiedy po wielu latach i przebywaniu w różnych miejscowościach Faustyna wraca znów do Nałęczowa, dawno już po śmierci swego opiekuna, poświęca mu gorące wspomnienie w przemówieniu na otwarciu szkoły ludowej w Nałęczowie. Zaznaczając, jak ta miejscowość, dawniej zaniedbana, podniosła się dzięki jego pracy, mówi: "Nałęczów i ja zawdzięczamy mu wiele. On mi wskazał drogę i cel życia. Pamiętam, jak z Warszawy przywoził elementarz Promyka i parę przez niego wydanych książeczek. On pierwszy zwrócił moją uwagę na ubóstwo literatury ludowej, a gdy skończyłam pensję, zachęcił do zdania egzaminu na patent nauczycielski".
W Nałęczowie zbliża się Faustyna do wsi i ludu, staje się tą "siłaczką", pionierką idealną w pracy cichej, nieznanej. Setki analfabetów czeka promyka światła, rozpala go Faustyna, niosąc elementarz do najuboższych chat wiejskich.
Działalność w Warszawie
Po śmierci drogiego opiekuna wyjeżdża na czas pewien do Warszawy, gdzie również staje do pracy społecznej. Obie, z siostrą Różą są inicjatorkami i założycielkami tajnego koła oświaty ludowej, przy którem powstaje wydawnictwo popularnych książek dla dzieci, młodzieży i samouków. Faustyna Morzycka zasila je cennemi książkami z dziedziny historji, geografji, przeróbkami niektórych utworów beletrystycznych. Napisała kilkadziesiąt książeczek, jak "Rzym Chrześcijański", "Belgja", "Holandja", "Zamojski", "Słowacki" i wiele innych.
Tajne nauczanie
Nęci ją jednak wieś i chętnie wraca pod Nałęczów do Paulinowa, malej wioski ojca, pomaga mu w gospodarstwie i na Szeroką skalę prowadzi tajne nauczanie. Gromady dzieci przemykają się przez pola i lasy, "aby ich złe oko nie dojrzało", i biegną radośnie do ukochanej Faustyny, jak ją powszechnie nazywano, nietylko dla nauki czytania, lecz li dla pięknych pogadanek, jakiemi umiała rozjaśniać umysły, rozgrzewać serca miłością do ojczystej ziemi, ukazywać piękno i cuda przyrody.
Po kilku latach znojnej, owocnej pracy, szczęśliwie przez szpicli nie dostrzeżonej, wypadło pomyśleć o pracy zarobkowej jaką znajduje w Nałęczowie, obejmując stanowisko kasjerki zakładowej.
Praca oświatowa - w księgarni i wśród robotników
Sumienne spełnianie suchych obowiązków nie mogło jednak zadowolnić żądnej szerszego czynu natury. Nie dopisywało też wątłe zdrowie. Powraca do Warszawy, gdzie wspólnie z Lisowską zakładają księgarnię, do dziś istniejącą.
Jednak nie wystarcza jej należenie do konspiracyjnych kółek oświatowych, pragnie teraz poznać wielkie środowiska pracy fizycznej, zbliżyć się do robotników, których ciężka dola budzi w niej gorące współczucie. Dociera do fabryk, poznaje pracowników, ich rodziny, oświeca dorosłych, uczy dzieci i młodzież.
Po kilku latach osiedla się w Skierniewicach w dzielnicy robotniczej, aby tam swobodniej i bezpieczniej szerzyć oświatę. Działalność tak intensywna podkopuje jej wątły organizm, czuje się bardzo wyczerpaną, lekarz zaleca wypoczynek, a ze względu na zagrożone płuca wyjazd do Włoch. Konieczność taka zmusza ją do przerwania umiłowanej pracy. Rodzina ułatwia kurację klimatyczną. Niebardzo ona się powiodła, po kilkumiesięcznym pobycie we Włoszech Faustyna zapada ciężko na zdrowiu. Duch jednak zwycięża i powoli siły wracają, co ułatwia stęsknionej powrót do kraju.
Na Żmudzi
Jest zawsze bezdomną, nie posiada własnego ogniska, choć łatwo mogła je zdobyć. Serce i dobroć wielka kieruje ją tam, gdzie może być najpotrzebniejsza - do siostry owdowiałej z dwojgiem małych dzieci, mieszkającej w Szawlach. Dusza jej wiecznie płonąca i tutaj promieniuje nietylko na otoczenie najbliższe, dla którego jest aniołem opiekuńczym, ale ogarnia i szersze kręgi. W mieście obcem, w warunkach odmiennych znajduje teren pracy oświatowej. Ze zwykłą umiejętnością nawiązuje kontakt z wioskami okolicznemi, działa wśród miejscowej ludności, zyskując, jak wszędzie, gdzie zjawia się, świetlana jej postać, miłość i uznanie. Z Szawel przyjeżdżała do Warszawy, aby odwiedzić krewnych, przyjaciół i po dłuższym pobycie na prowincji, "zaczerpnąć szerszego oddechu".
W długich, serdecznych ze mną gawędach opowiadała o cudnych wiosennych porankach, kiedy złote połyski różowego świtu zastają ją przy pracy, wtedy bowiem znajduje idealną ciszę i spokój, niczem nie zakłócony do pisania powieści. Przejęta, podniecona próbą sił twórczych, nie znalazła wtem oczekiwanego zadowolenia, ani radości, jaką dawać musi pełnia talentu, możność pięknego zrealizowania swych wizyj. To nie była jej dziedzina, choć Żeromski chwalił późniejszą jej powieść "Powrotne Fale", choć z właściwym sobie entuzjazmem zachwycał się mocą i pięknem poszczególnych fragmentów, chodził z autorką do wydawców, polecając jej pracę.
Rewolucja 1905
Warunki rodzinne sprowadzają znów Morzycką do Nałęczowa, gdzie zaczyna się dla niej nowy okres życia, działalność szersza, praca różnorodna. Nadchodzi rewolucja. "Jeden wspólny huragan szalonej radości porywa nasze dusze" - mówiła Faustyna. Ożywcze tchnienie płynie poprzez łany Polski, brzmią potężne hasła, budząc uśpione dusze, z podziemi ciemnych na jaw i w słońce dumnie występują zakonspirowane prace, zakneblowane dotąd usta przemawiają głosem silnym, żądając praw człowieka.
Szkoła w Nałęczowie
Zakipiał ruch i w Nałęczowie, jaki wówczas szczycił się stałym pobytem ludzi tej miary, co Żeromski i Daniłowski. Pod ich egidą i przy czynnej pomocy znanych już społeczników, jak Dulębowie, P. Rudzcy, wielkich zasług Felicja Sulkowska i świeżo przybyła Faustyna Morzycka, powstaje szereg placówek kulturalno-oświatowych na małym terenie uzdrowiska. Najpilniejszą okazuje się szkoła powszechna dla dzieci wiejskich, a najbardziej powołaną do jej utworzenia F. Morzycka. Radośnie staje ona na nowym posterunku i, nie czekając pozwolenia, jakie od władz nie nadchodzi, otwiera dwuklasową szkołę, do której tłumnie zgłaszają się dzieci. Z racji uroczystości otwarcia szkoły przemawia do zebranego ludu: "Wracam tu z mocnem postanowieniem poświęcenia reszty życia pracy dla dobra tego zakątka mej ojczyzny, tej ziemi, na której spoczęli moi najbliżsi i najukochańsi. Pragnieniem mojem jest roznieść w tej okolicy nieco światła, bo wierzę w olbrzymią potęgę oświaty, przez nią nietylko pojedyńczy ludzie, ale i całe narody wznoszą się na szczyt największej chwały, pod wpływem zaś ciemnoty opadają na dno najmroczniejszych przepaści. Z czem przychodzę, jak będę prowadzić moją szkołę - oto pytanie, które czytam w wszystkich oczach ku mnie zwróconych. Otóż pragnę, aby pierwszą zasadą, dewizą i systemem mej szkoły była miłość. Zawsze za najlepszą wychowawczynię dziecka jest uważana matka, a dlaczego? - bo je najbardziej kocha. Nie posiadając własnych dzieci, pragnęłabym przelać na powierzoną mej pracy dziatwę te uczucia miłości macierzyńskiej, jakie są złożone w sercu każdej uczciwej kobiety. Sądzę też, że zdołam rozbudzić w duszach powierzonej mi dziatwy dążenia da wszystkiego, co dobre i piękne" 3).
Edukacja dorosłych
Niestrudzona pracownica wykłada również i na popołudniowych kursach dla dorosłych z oddziałem dla analfabetów. Pozatem współdziała żywo w organizowaniu cyklu odczytów popularnych, jakie odbywają się w każdą niedzielę i święta, z udziałem sił miejscowych i zaproszonych prelegentów z Lublina i Warszawy. Kiedy po inauguracyjnym odczycie urządzono manifestacyjny pochód i wiec przy świetle kagańców, przemawiają o chwili bieżącej Żeromski, Daniłowski, Rudzka i Morzycka. W parę tygodni potem wypowiada ona pięknie opracowany i porywający odczyt o powstaniu 1863 roku, ilustrowany pokazami świetlnemi obrazów Grottgera. Odczyty te cieszą się wielkiem powodzeniem. Rozbudzeni wypadkami włościanie, rzemieślnicy i służba zakładowa zapełniają po brzegi salę hotelową gdzie odbywały się wykłady, i już pomieścić się tam nie mogą. Akcję przenieść wypadło na pobliskie Pałuby do wielkiej szapy, jaka staje się odtąd terenem wszelkich zebrań, koncertów popularnych i widowisk teatralnych, leżących w programie prac naszych działaczy, a popieranych gorąco przez Żeromskiego.
Teatr
Faustyna, obdarzona z natury duszą artystyczną, obejmuje kierunek teatru ludowego. Ze zwykłą energją i zapałem wyszukuje i dobiera zespół, sięga odrazu do repertuaru o głębszej wartości, a dla tych sfer odpowiedniego, sama z intuicją wyjątkową i wyczuciem sceny reżyseruje doskonale pięcioaktową sztukę "Harde Dusze", z powieści Orzeszkowej "Bene Nati" przerobioną. Przedstawienie, tak na owe czasy oryginalne na dzień Zielonych świątek przygotowane, staje się uroczystością dla Nałęczowa i okolicy. Pamiętam rozpromienienie Żeromskiego, z jakiem pokazywał mi przywieziony da Warszawy afisz, pięknie w Lublinie wydrukowany. Sztukę powtórzono w sezonie, już nie w szopie, a w przepełnionej sali pięknego pałacu niegdyś Małachowskich. Prowizoryczna trupa wyjeżdża na gościnny występ da Lublina. Przedstawienie ludowe, poprzedzone rozgłosem doskonałej gry, dane na cel dobroczynny, budzi powszechne zainteresowanie.
W kilka miesięcy później odegrana, również dzięki pracy Faustyny, III część Dziadów, jedną tylko rolę Konrada objął inteligent rzeźbiarz Gardecki, reszta spoczywała w rękach dawnego zespołu. Wobec wielkiego powodzenia i niemal talentów, jakie ujawniły się wśród dziewcząt zwłaszcza, Faustyna marzy o wystawieniu całej Balladyny, co amatorzy przyjmują z entuzjazmem i niebawem rozpisują role i zaczynają już próby, trudności jednak techniczne zmuszają da odłożenia całej imprezy.
W owych latach przyjeżdżali na wywczasy letnie Ignacostwo Matuszewscy, z Żeromskimi zaprzyjaźnieni. Pani Matuszewska zapragnęła urządzić na rzecz budującej się ochronki im. Adasia Żeromskiego przedstawienie dziecinne, ze śpiewami, które artystycznie prowadzić umiała. Trudności z wyborem sztuki rozwiązuje szczęśliwie Faustyna, inscenizując udatnie prześliczną baśń Konopnickiej "Krasnoludki". Wśród letników znajduje się łatwa gromada dziatwy, radośnie rozchwytującej powierzone jej role, brakuje jednej - ducha ukazującej się matki. Na pierwszej próbie staje jako zjawa młodziutka siostrzenica Faustyny, ktoś jednak przesądny ostrzega, że osoba, przedstawiająca ducha" nie pożyje długo. Fanstyna śpiesznie zastępuje ukochaną kuzynkę. Pamiętam cudną ową bajkę na scenie, pięknie udekorowanej, i wzruszenie, z jakiem patrzyłam na bladą twarzyczkę Faustyny, na jej gorejące aksamitne oczy, wpatrzone gdzieś w dal, na postać całą w zwiewnych białych szatach, jakby nie z tego już świata. Los zdarzył, że przesądne. ostrzeżenie miało się sprawdzić za lat parę. Przedtem jednak ze świata poezji i czarów szła ku twardej służbie dla ojczyzny.
W podziemiu
Pomoc zbiegom
W tym czasie z Lubelskiego więzienia ucieka podkopem przez kanały miejskie czterdziestu więźniów. Pięciu z nich, politycznych, kieruje P. P. S. do Faustyny. Zjawia się ona u mnie o świcie i wzruszona mówi: "Obudź się i słuchaj, potrzebuję bielizny, ubrania i butów dla moich uciekinierów. Trudno ci opowiedzieć w jak opłakanym są stanie. Teraz kąpią się i myją, palą brudne łachmany. Trzeba ich odziać od stóp do głowy. Przydadzą się i bluzy twoich chłopców, bo dwaj są szczupli i drobni". Paczka odpowiednia została niebawem wysłana na Pałuby, gdzie obok "historycznej" szopy mieszkała Morzycka. Niedość jednak było okryć więźniów, należało szybko zająć się dalszym ich losem. P. P. S. przygotowała paszporty i kilkanaście z nich dostarczyła Faustynie. Pokazywała mi ową niebezpieczną, grubą paczkę, na piersiach zawieszoną. Trzeba to było rozwieźć w różne miejsca. Wtedy syn mój, dziecko prawie zaprzęgał kucyka do maleńkiej bryczki i woził Faustynę pojazdem, nie budzącym żadnych podejrzeń, po różnych siołach i zaułkach wiejskich. Podobne eskapady w celach konspiracyjnych odbywali oni niejednokrotnie.
Areszt
Tym razem jednak opieka nad przestępcami nie uszła Morzyckiej bezkarnie. Jeden z tych nieszczęśliwych chłopców, schwytany na granicy, ponownie uwięziony i zapewne torturowany na śledztwie, zeznał, u kogo znalazł schronienie w Nałęczowie, poczem niezwłocznie Faustyna została aresztowana i osadzona w więzieniu lubelskiem. Więzienie nie złamało jej duchowo, może ze względu na przeżycia osobiste, jakie w owym czasie nurtują jej duszę. Opanowana i spokojna, spisuje swoje wrażenia i refleksje, ilustruje nawet swoje notatki, choć nigdy dotąd, nie zajmowała się rysunkiem. (...) w czasie konfrontacji młody ów więzień, może pod wpływem głębokiego spojrzenia Faustyny, drgnął zlekka i po chwili skupienia wyrzekł głosem stanowczym: "tej pani nie znam wcale i nie do niej zwracałem się w Nałęczowie". Skrucha ta i opamiętanie się więźnia dały wolność Faustynie. Mogła ona jednak łatwo być zagrożoną, w słusznej tedy obawie ułatwiono jej szybko wyjazd do Krakowa, za cudzym paszportem.
Działalność w Krakowie
Oderwanie od przyjaciół i miejsc drogich uczuła głęboko. W kilka tygodni po wyjeździe pisze mi: "Poza ukochanym Nałęczowem nie mogę zabrać się do pracy oświatowej. Przy- jedź nawrócić szkaradną grzesznicę". Zbyteczną jednak była interwencja osób trzecich, aby ją skierować na dawną drogę. W Krakowie istniał, jak wiadomo, Uniwersytet ludowy, najpoważniejsza oświatowa instytucja w kraju. Działając na wielką skalę, promieniowała na cały obszar Polski. Do szeregu ludzi, tam pracujących, zaciągnęła się i Morzycka. Prowadziła stale wykłady i miewała odczyty w Krakowie i okolicy. Przyjeżdżali włościanie po znaną prelegentkę drabiniastym umajonym wozem z wiosek, o kilka mil od Krakowa położonych. Wiem od naocznego świadka, jak umiała porwać słuchaczów, jak po odczycie podchodzili do niej tłumnie, w gorących słowach dziękując za pouczający i piękny odczyt.
I w Krakowie bierze udział w artystycznych imprezach dobroczynnych, pisze mi bowiem: "Wyobraź sobie, i tutaj wystawiam Krasnoludki, i tak każdy idzie po swój los". Może to była aluzja do owej roli ducha matki, jaką znów odegrać miała mimo owych przesądnych ostrzeżeń!
Coś jednak łamać się poczęło w jej dotąd prostolinijnem życiu. Rewolucja zbyt silnie wstrząsnęła jej psychiką, rozbudzone nadzieje zrzucenia kajdan niewoli zbyt silnie ogarnęły jej duszę i rozpłomieniły wyobraźnię, aby teraz wystarczyć jej mogła spokojna, cicha praca. Pociąga ją raczej doraźny czyn ofiarny, jaki - wierzyła - ważyć może na losach nieszczęśliwej ojczyzny. W tym celu zapisuje się do bojówki P. P. S. Uczy się techniki przenoszenia broni, co było ciężką pracą fizyczną. Daniłowski opowiadał, z jakiem zdumieniem zobaczył ją na ćwiczeniach rzucania bomby, i powiedział, że to nie dla jej delikatnych rąk i nerwów robota. Porzuca ona jednak pracę oświatową, aby stanąć na posterunkach niebezpiecznych. Nosi przy sobie proszek cjankali, dany przez spiskowców, aby w razie wpadnięcia w ręce policji zrobić zeń użytek.
Zamach
Bierze pewien udział w nieudanym zamachu na wysoko postawioną osobistość w Warszawie i bezpośrednio potem wyjeżdża na Ukrainę do krewnych swoich i przyjaciół Przecławskich. "Wpadła do nas nawpół żywa, prawie nieprzytomna, ze słowami: żyć nie mogę, pozwólcie mi umrzeć tu, wśród Was, których tak kocham". Nie wiedziała narazie, czy nie było jakiej ofiary niefortunnego zamachu i męka zabójstwa udręczała ją.
Zdawało się, że paromiesięczny pobyt na wsi w spokoju i ciszy i w otoczeniu drogich jej osób ukoi poszarpane nerwy "Ale nie była to już dawna towarzyszka - coś się załamało w jej tak pełnej wiary i zapału duszy, jakiś bolesny grymas ścinał promień jej oczu - życie zamarło. Straciła wiarę w skuteczność działania" 4).
Zerwała się niebawem, aby jechać do Charkowa, gdzie przebywali jej krewni - zabawiła tam niedługo. Niepokój wewnętrzny pchał ją dalej w świat. Zajechała do Kijowa, aby wkrótce powrócić do Krakowa, z ukrytą może iskierką nadziei odnalezienia tam siebie z podjęciem pracy dawnej!...
"Pierwsze jej listy były martwe, obojętne, potem przebłyski życia zaczęły się zjawiać i jakaś możliwość potrzebnej roboty zdawała się wskrzeszać dawną Faustynkę" 5).
Spotkanie jednak z dawną paczką bojówki P. P. S. - widok rozbitych doszczętnie prac - zupełne załamanie ideologji poszczególnych jednostek, sprawiają Morzyckiej nowy, gorzki zawód i ból niewymowny. Myśl o tylu zmarnowanych wysiłkach, o krwi nadarmo wylanej napełnia ją rozpaczą.
Samobójcza śmierć
"Przyzwyczaić się nie może do mroku, jaki zapanował po spadnięciu nanowo kamienia grobowego, który już uchylony się zdawał, i serce jej pęka z żalu i bólu po cudnej, bajecznej godzinie, którą przeżyła z takim zapałem 6). Nigdzie też i w niczem nie znajduje oparcia i siły. A serce krwawi się dumnie tłumionym bólem osobistego cierpienia. W swoim czasie nie zeszła ona, zejść nie mogła z górnych szlaków wyniosłej etyki, by podeptać szczęście cudze i na tych gruzach budować własne... I nie starczyło sił, by dźwigać podwójny krzyż niedoli ojczyzny i własnej. (...)
W ostatnich miesiącach życia Morzycka próbuje pisać dramat: "Barbara Radziwiłłówna", chwilami marzy o wystawieniu go w Krakowie. Może poczucie talentu zatrzymałoby ją nad przepaścią, ale tego poczucia ona, tak pozbawiona wszelkiej zarozumiałości, mieć nie mogła. (...)
Dziś jeszcze po latach dwudziestu nie mogę oprzeć się wzruszeniu, wspominając okrutną wieść o śmierci powszechnie kochanej Faustyny, wieść, jaka zaskoczyła nas w Nałęczowie. (...)
Przypisy
1) M. B r z e z i ń s k i. Wspomnienie pośmiertne. Kurjer Lubelski.
2) F. Popławska. Wspomnienie pośmiertne. Przewodnik Oświatowy. 1910
3) Własnoręczna notatka Morzyckiej.
4) List pani I. Przecławskiej, pisany do mnie. 5) List pani I. Przecławskiej, pisany do mnie. 6) B r z e z i ń s k i. Wspomnienie pośmiertne. Kurjer Lubelski. 1916.