Stowarzyszenie im. Klaudii Potockiej
Spis treści
Klaudynki - wspomnienia
Romanowiczówna, Zofia (1842-1935) "Klaudynki. Kartka z dziejów patryotycznej pracy kobiet w Galicyi, w drugiej połowie ubiegłego stulecia", Lwów 1913 Śródtytułu muzeum.asocjacje.org
(...) Pisząc przeważnie
z pamięci, częściowo
tylko opierając się na statutach, niewiedząc
o wielu zapewne robotach w innych miastach
i na prowincyi, nie mogę dać obrazu pełnego
i wyczerpującego. Wiem
o tem. Doskonale
zdaję sobie sprawę
z wielkich trudności i braków, przypuszczalnie i błędów
- toteż zamiarem moim jest jedynie: dać drobny przyczynek do tych dziejów, położyć pierwszych
kilka cegieł pod budowę, do której wzniesienia może kogoś zachęci ta skromna praca.
Czas do powstania styczniowego
Poczatki
Na parę lat przed powstaniem 1863r., trzy młodziuchne, mniej więcej szesnastoletnie dziewczęta, więc prawie dzieci, Wańdzia, Julcia i Zosia (Wanda Dybowska- pomężu Longchamps, Julia Dzierżanowska - zamężna Malczewska i Zofia Romanowiczówna)zawiązują »Stowarzyszenie im. Klaudyny Potockiej«. (...) Wańdzia czytała coś o związkach patryotycznych z lat trzydziestych, oczywiście w owych czasach i warunkach zawsze tajnych, i napisała do Julki z propozycyą utworzenia takiego związku wśród dziewcząt polskich, posłała jej też nakreślony przez siebie szkic ustaw. Stowarzyszenie według jej planu miało nosić nazwę Stow. Świętej Jadwigi, zobowiązywać do pracy nad sobą i nad ludem, do pielęgnowania języka polskiego i polskich obyczajów, domodlitw wspólnych za Ojczyznę i do wzajemnej pomocy, zwłaszcza moralnej, wśród stowarzyszonych.Jednym z najważniejszych artykułów był ten, że żadnej »nie wolno poślubi Niemca, ani Moskala«.Julcia zaraz odpisała, z zapałem podejmując rzuconą myśl, tylko zmieniając wiele. Przede wszystkiem nie godziła się z nazwą. -»Jadwiga«, pisała, to niemiecka księżna, a my przecież mamy polskie święte, i takie idealne, święte postacie jak n.p. Klaudya z Działyńskich Potocka. Przyjmijmy jej imię. Dalej zmieniała punkt: »nie wolno nam zaślubiać Niemca, ani Moskala«, na bardziej radykalny: »żadnego cudzoziemca, ani wojskowego«. Były i inne drobne zmiany. Z ostatecznem ułożeniem »statutu« czekano na powrót z wakacyi Zosi, i dopiero wtedy razem go wykończono. Naturalnie, że jako dzieło takich dziewczątek, był on bardzo naiwny, nieścisły, egzaltowany, i dojrzałym ludziom byłby się zapewne wydał śmieszny. (...) Przyjęłyśmy za godło nasze krzyż, to godło męki i zbawienia i nosiłyśmy jako oznakę, wysoko na szyi (żeby był widny), malutki czarny, żelazny krzyżyk. Po nim poznawały się, spotkawszy się gdzieś, nieznane sobie stowarzyszone. Bo szerzyć stowarzyszenie, wciągać do niego nowych członków wolno było każdej, tylko pod warunkiem, że nie zrobi tego lekkomyślnie, lecz będzie się starała przez dłuższy czas dobrze poznać, a nawet wypróbować tę, którą zechce przyjąć. Nie składano przysięgi, bo to nie był spisek, ale dawano słowo na dochowanie ścisłej tajemnicy. Niezmiernie charakterystycznem jest, że nie było żadnych urzędów i godności, żadnych posiedzeń i żadnych wkładek pieniężnych. Wiązał nas duch, duch jeden, gorący, wielki, który ożywiał każdą i mówił jej, co ma czynić i jak. Oficyalne posiedzenia zastępowały u nas rozmowy serdeczne, w których udzielałyśmy sobie wzajemnie rad, uwag, niekiedy i napomnień, omawiały jakąś robotę, snuły plany nowych.
Nabór członkiń
Należały do związku same młode dziewczęta. Pierwsze wciągnięte przez założycielki były równie młodziutkie jak one: Muńcia Wasilewska, Ludwika Kummersberg, Izia Merunowiczówna i najmłodsza Runia Ziętkiewiczówna. Nieco później odważono się wciągnąć i starsze: Felicyę Ciszkiewiczównę, Blankę Zaleską, Katarzynę Maresz i Kamilę Poh. W rok lub dwa od chwili zawiązania »Stowarzyszenia Klaudynek«, znajduje przypadkiem nasze statuta (w książce do nabożeństwa Katarzyny Maresz) panna Felicya Wasilewska. Konsternacya! Wstydzimy się okropnie? boimy... ale ona ze swoją anielską dobrocią do nas przemawia, niewyśmiewa, cieszy się i zachęca; robi tylko pewne uwagi i poprawia ustawy, a my prosimy, żeby stanęła na czele jako przełożona, ta ukochana, uwielbiona nasza. Teraz Stowarzyszenie szybciej rośnie i wzmaga się, nabiera dopiero prawdziwej wartości i siły. O ile sobie przypomnieć mogę, należą do niego, prócz wyżej wymienionych: Henryka i Flora Sturmówne, Klara Majewska, Ludwika i Kamilla Riegerowe, Paulina Skierska, Olimpia Dybowska, młodsza siostra Wańdz i - te wszystkie szczególnie czynne i zasłużone - Robertyna Chołoniewska, Klaudya Darowska, Kazimiera Berezowska, Wiktorya Lewicka, Wacława Hermanowska, Stanisława Strzelecka, Franciszka Kunicka, Honorata Klipunowska, Hermina Łozińska, Ksawera Warteresiewiczówna ,Wanda i Melania Rulikowskie, Sabina Ciepielowska, Bronisława Węgleńska, Helena Eminowiczówna, Zofia Chmurowiczówna, Aniela Budzyńska, Konstancya i Józefa Sejówne, Eugenia Przestrzelska, Honorata Komarnicka, Wiktorya Schubertówna, Gąsiorowska (imienia już nie wiem na pewno - zdaje mi się, że Franciszka) - później Leonia Wildowa i jej siostry: Helena i Eugenia Maciejowskie, na koniec najpoważniejsza wiekiem wciągnięta przez p. Felicyę Wasilewską, Hortenzya Jakubowiczowa.
Formy pracy
Apostolstwo, czyli propaganda
Cóżeśmy robiły?.. Przede wszystkiem przepełnione najgorętszą miłością Ojczyzny, na każdym kroku, w każdej rozmowie, rozniecałyśmy ją w duszach innych; szczególnie oddziaływałyśmy na koleżanki i na męską młodzież, która nas otaczała, a było to apostolstwo tak szczere, tak gorące, tak święte jakieś, że ulegali naszemu wpływowi wszyscy, którzy się znaleźli w promieniu tego działania.
Samodoskonalenie
Wiele z nas - o! i ja między niemi nie ostatnia - wierzyło z Krasińskim,
że do Polski, jak do Pana, Iść nam trzeba drogą jedną, Tą, co niczem nieskalana.
Więc usilna praca duchowa nad sobą, kształcenie się i doskonalenie nieustanne, oraz wpływanie w tym kierunku na drugich. Uczyłyśmy się gorliwie polskich dziejów i literatury, czuwały nad czystością ojczystego języka.
Praca dla ludu
Dalej praca nad ludem, dla ludu. Te, które mieszkają na wsi, uważają za najświętszy obowiązek zbliżać się do włościan z uczuciem bratniem, z pomocą w potrzebie i radą, z lekami dla chorych, wreszcie z nauką. Szkół ludowych wtedy było jeszcze niezmiernie mało - trzeba je było zastępować inicyatywą i pracą jednostek. Jakże piękną a wydatną była działalność na tem polu dwóch sióstr Dybowskich! Mieszkały w Sokolikach pod Turką w Samborskiem. Starsza, Wanda, była prawdziwym Aniołem wioski; znała ją każda chata, bo każda doznała od niej czegoś dobrego. Chodząc po wsi, gromadziła koło siebie dzieci, siadała z niemi pod cerkwią i opowiadała im dzieje Polski, uczyła pieśni narodowych i wierszy,które często sama układała, a które przemawiały do dziecięcej duszy i fantazyi, bo proste były i serdeczne, i miały czar swojskości. - Młodziutka Olimpka, prawie dziecko sama, dzieci wiejskie zwoływała do dworu na naukę, a umiała je zachęcać i przyciągać tak, że utworzyła się z tego cała szkółka, w której ona najwięcej uczyła. Dwa razy zjeżdżał tam starosta Beyer na śledztwo, była zagrożoną i ona i jej szkoła, ale zawsze umiała sobie z tem poradzić. Urządzała też zebrania niedzielne dla starszych, którym opowiadała nasze dzieje i czytała książki doborowe.
Podobnie pracowały nad ludem: Franciszka Kuniecka, Władysława i Stanisława Strzeleckie, Julia Dzierżanowska, a w porze letniej, wakacyjnej, przybyłe z miasta: Felicya Wasilewska, Leonia Wildowa, Felicya Ciszkiewiczówna, Ludmila Kummersberg, i ja, i inne. Strzeleckie w Wysocku wyżnem miały szkółkę podobną jak Olimpka Dybowska; one też wciągnęły do Stowarzyszenia Klaudynek Krystynę i Sabinę Terlecką, które gorliwie pracowały w Skorodnem. Franciszka Kuniecka (z Procisnego) rozwinęła wpływem swoim, przykładem i zachętą, ożywioną działalność patryotyczną wśród obywatelek wiejskich swojej okolicy.
I w mieście znajdowano sobie pola do pracy. Katarzyna Maresz i Klementyna Wasilewska uczą żydówki języka polskiego i historyi. Kamila Poh, jako nauczycielka domowa od bardzo młodych lat, również Katarzyna Maresz, Felicya Ciszkiewiczówna, później Ludmila Kummersberg, i ja i inne oddziaływują na swoje uczenice tak, że stwarzają z nich zastęp nowych pracownic na niwie narodowe.
(...) wszędzie »Klaudynki« szły przodem, dawały impuls, pociągały inne kobiety, urządzały religijno-patryotyczne nabożeństwa, rozpisywały pieśni do rozdawania między tłumy, zbierały składki, gdy było potrzeba. One to urządziły konieczną dla tajnych przesyłek męskiej Organizacyi pocztę kobiecą - one pierwsze w Galicyi zaczęły nosić żałobę narodową i najdłużej, blizko pięć lat, w niej wytrwały.
Inspiracja z zewnątrz
W »Dzienniku literackim«, wychodzącym wówczas we Lwowie pod redakcyą Jana Dobrzańskiego. pojawiła się korespondencya z Poznania, Tworzymira(JózefaChociszewskiego), w której ten przezacny pisarz i patryota poruszył dwie sprawy jakon ajbardziej aktualne, jako ważny czynnik w pracy dla naszej przyszłości. Jedna, to tworzenie Czytelń bezpłatnych dla ludu -rzecz dziś tak rozpowszechniona, ale wtedy zupełnie nowa - druga, fundowanie stypendyów, choćby najskromniejszych, dla zdolnych, a niezasobnych chłopaków wiejskich, żeby po ukończeniu klas normalnych wiejskiej szkółki mogli się dalej kształcić w mieście.
Pierwsza czytelnia w Galicji
Obie te myśli przejęły do głębi jednę z Sióstr Klaudynek i nie miała spokoju, póki ich, choć w małych rozmiarach, nie wprowadziła w życie. Byle dać początek! -z pewnością znajdzie się wielu, którzy będą robić to samo. Przede wszystkiem potrzeba funduszów. Urządza więc co prędzej fantową loteryę, za zebraną sumkę zakupiła książki, pisane dla ludu, a właśnie zaczęto wówczas tworzyć literaturę ludową, szczególnie dobrą i obfitą w Warszawie - książeczki owe wszystkie czytała i wybierała z nich najlepsze. (...)
Teraz trzeba było, żeby się ktoś na prowincyi zajął utrzymywaniem biblioteczki i wypożyczaniem.Młode a wypróbowane Klaudynki,Henryka i Flora Sturmówne, oraz siostra ich przyrodnia, Klara Majewska, z zapałem przyjęły wezwanie, i tak powstała pierwsza czytelnia ludowa w Galicyi, w Sokalu. (...) Następnie pozakładałyśmy takie wypożyczalnie: w Brodach, gdzie objęła ją Kamilla Riegerowa, w Złoczowie,w Olesku, Wełdzierzu, w Gródku, Dubiecku, Szczercu, Komarnie, Rudkach, i innych małych miasteczkach lub wsiach - dziś już więcej miejscowości nie pamiętam. Ja stworzyłam sobie we Lwowie czytelnię dla młodzieży rzemieślniczej, która schodziła się po książki licznie i chętnie, co niedzieli je zmieniała, a czytała z zapałem i z pożytkiem. W 63-cim prawie wszyscy moi chłopcy poszli do powstania...
Stypendium
Druga myśl Tworzymira, stypendyum, nie była tak łatwa do urzeczywistnienia. Przede,. wszystkiem, jeżeli się zacznie, to już poważne zobowiązanie, to odpowiedzialność. Nie wolno wziąć dziecko, a potem rzucić je w połowie drogi, nie wolno też skrzywić go pod żadnymw zględem. A skąd fundusze, choć najmniejsze, ale pewne?...
(...) Wtedy Klaudynce przyszła szczęśliwa myśl: znaleźć dziesięciu ludzi dobrej woli, którzy się słowem zobowiążą dawać po 10 Złr. rocznie przynajmniej przez trzy lata (...) To uczyni 100 Złr. a 50 zobowiązała się dołożyć zawsze własnem staraniem. Te pomysły i zamiary moje zwierzyłam ś.p. Józefowi Łozińskiemu, który też dzielnie przyszedł z pomocą. Wyszukano razem dziesięciu subskrybentów, a potem zwrócono się do Kornela Ujejskiego, dzierżawiącego wtedy Zubrzę pod Lwowem, żeby tam wybrał jakiego chłopaka. (...) Chłopak uczył się i prowadził dobrze, przejmował się patryotyzmem i w ogóle dobremi zasadami; ale po niespełna czterech latach, rodzice, mimo całego uznania i wdzięczności, odebrali go, mówiąc, że wolą, żeby mniej umiał, a był im pomocą w pracy rolnej i wyszedł na porządnego, dzielnego gospodarza. (...) Ostatecznie rezultat nie był złym, może nawet najlepszym, bo chłopak wrócił do roli, do rodziny, do wieśniaczej sukmany, a co najważniejsze i do tego ludu, wśród którego się wychował, a wrócił wzbogacony przecież kilkoletnią nauką, czytaniem i dobrym wpływem, pełen najlepszych chęci szlachetnego działania. Powoli stworzył sobie małą biblioteczkę, którą rozpożyczał, odciągał lud od karczmy, a gromadził na poważne rozmowy i czytania, zachęcał do pracy, do postępowego gospodarstwa, budził ducha. Takie działanie obywatelskie, oświecony umysł i zacny charakter spowodowały jego wybór na zastępcę do Rady państwa.
Nauka historii
W tych czasach nauka historyi polskiej nie wchodziła u nas w program szkół jako osobny przedmiot, więc kilka znas, uzyskawszy pozwolenie przełożonych w klasztorach wychowawczych, uczyło jej tam w godzinach pozaszkolnych. Byłam między niemi. Prócz tego w lokalach szkolnych zbierałyśmy w niedzielę po południu młode dziewczątka, przeważnie z klasy rzemieślniczej, na wspólne czytania i objaśnienia czytanych rzeczy. Felicya Wasilęwska, obok. wielkiego zadania prowadzenia zakładu wychowawczo-naukowego, w którym tyle przedmiotów sama wykładała, uczyła na tak zwanej -»preparandzie«, bo Seminarya nauczycielskie jeszcze nie istniały. Ja przez kilka lat miałam u siebie niedzielne kursa, naturalnie bezpłatne, historyi i literatury polskiej, na które chodziło około dziesięciu, czasem mniej czasem więcej, młodych panienek mieszczańskich z mniej zamożnych domów. - Wyżej wspomniane Flora i Henryka Sturmówne, oraz Klara Majewska, oprócz wypożyczania książek, zbliżały się do małomieszczan w Sokalu, obcowały z nimi, rozbudzały poczucie narodowe i w ogóle podnosiły poziom umysłowy i moralny. Ludwika i Kamila Riegerowe w Brodach w podobny sposób działały na izraelitki, wciągały je do prac i do ofiar na cele narodowe, robiły z nich Polki. Wanda Sołowijowa pracowała nad ludem wiejskim w Poturzycy, pociągając go do siebie dobrocią, chętną pomocą, jakiemś macierzyńskiem sercem. We Lwowie, jeszcze prócz wymienionych robót, kilkanaście z nas, głównie Klaudynek, wpisało się do Bractwa u Bernardynów i łączyło się tam z klasą rzemieślniczą i służebną, usiłując na nią oddziaływać.
Czas wojenny
cdn