TPN czasy pruskie 0

Z MediWiki
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Całość

pogrubienia i śródtytuły od redakcji muzeum.asocjacje.org

PRZEDMOWA

Należało się już od dawna wspomnienie obszerniejsze b. Towarzystwu warszawskiemu przyjaciół nauk, którego działalność, rozpoczęta przed stu laty, w roku 1800, a zamknięta ostatecznie w roku 1832, podlegając w ciągu owego trzydziestolecia stopniowym zmianom ku lepszemu, wytworzyła instytucyę pamiętną w dziejach umysłowości swojskiej, wysoce dodatniego wpływu na kulturalny rozwój społeczeństwa rodzimego.

Ślady owej działalności, utrwalone w zbiorze Roczników Towarzystwa (1802 — 1830), uwydatnione są w szeregu rozpraw, wygłoszonych na posiedzeniach publicznych Towarzystwa, oraz w sprawozdaniach, składanych członkom naukowego grona przez jego prezydujących: Albertrandego (1800—1808), Staszica (1807—1826) i Niemcewicza (1826—1832).

Są one obrazem rezultatów zewnętrznych prac Towarzystwa, przeważnie poświęconych literaturze i historyi ojczystej, oraz umiejętnościom ścisłym i stosowanym; lecz nie wyjaśniają najcharakterystyczniejszej, bodaj że najważniejszej, strony wewnętrznego życia grona mężów przodowniczych w narodzie, którzy, rozpocząwszy działalność za rządów pruskich, w najtrudniejszych warunkach politycznego bytu kraju, stopniowo zyskiwali dla instytucyi swej, zrazu jedynie tolerowanej, coraz silniejszy grunt i zdobyli wreszcie dla niej prawo do bytu, mocą uroczystych sankcyj monarszych. O pojedynczych momentach rozwoju Towarzystwa, zachowały się oderwane i pobieżne wzmianki w Pamiętnikach Skarbka (Poznań, 1878), we Wspomnieniach P. Sal. Dmochowskiego (1858) i Kajetana Koźmiana (1865), we Wspomnieniach Wielisława (Skrodzkiego) drukowanych w Bluszczu (1878). Skarbek nawet poświęcił w r. 1860 zarysowi początków Towarzystwa oddzielną rozprawkę, widocznie z pamięci skreśloną, gdyż zamieścił w niej szczegóły niedokładne, z faktami źródłowemi niezgodne.

Ostatniemi czasy, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, D. W. Cwietajew, opracowując w szeregu monografii koleje b. gmachu Towarzystwa przyjaciół nauk na Krakowskiem Przedmieściu, cofnął się do początków bytu samego Towarzystwa i ogłosił w tym przedmiocie rozprawę w Uniwers. Izwiestiach za rok 1899. Zesz. VII i IX, a następnie skróconą jej osnowę w odcinkach Dniewnika Warszawskiego Nr .1 i 52 z r, 1900.

Podaje w niej autor ogólny zarys rozwoju Towarzystwa, ze szczególnem uwzględnieniem epoki, w której ono z pierwotnej swej siedziby »na Kanoniach« przeniosło się było do miejscowości po dawnym kościele 00. Dominikanów Obserwantów, które to szczegóły, oparte na aktach urzędowych, pożyteczny dla historyi tej instytucyi stanowią przyczynek.

Pozostała wszakże dotąd dostatecznie nierozjaśnioną organizacya wewnętrzna Towarzystwa, obraz zajęć i dyskuskusyj uczonego grona, na posiedzeniach peryodycznych, jakie w ciągu trzydziestoletniego okresu swego bytowania odbywało, a na których zajmowało się wyłącznie sprawą oświaty ogólnej kraju i wzbogacaniem rozmaitych gałęzi literatury i umiejętności ścisłych pracami, nie rzadko epokowemu jak np. wydawnictwem Słownika języka polskiego, książek elementarnych, historyą krajową, śpiewami historycznemi, ustaleniem pisowni, budownictwem wiejskiem, zakładaniem bibliotek, zbieraniem po dawnych archiwach klasztornych materyałów historycznych, ogłaszaniem konkursowych nagród na tematy historyczne, literackie i ekonomiczne. Bogate źródła do wyjaśnienia tej właśnie strony wewnętrznej działalności Towarzystwa, które, mimo swej skromnej nazwy, było pierwszą w kraju akademią umiejętności - leżały dotąd nietknięte w aktach tegoż Towarzystwa. Dzięki upoważnieniu J. O. Generał Gubernatora Warszawskiego, Księcia Imeretyńskiego, archiwum, obejmujące powołane źródła, stało się dla piszącego te słowa dostępnem. Pozostałość duchowa po b. Towarzystwie przyjaciół nauk składa się przeważnie z szeregu porządnie i systematycznie prowadzonych protokółów sessyj wydziałowych i centralnych z całego okresu jego istnienia, z raportów, składanych przez tak zwane jego działy literackie i naukowe, z projektów podnoszonych przez członków, z korespondencyi prowadzonej z członkami miejscowymi, zamiejscowymi i Towarzystwami naukowemi zagranicznemi, ze zbioru tematów konkursowych, wreszcie z materyałów historycznych, bądź źródłowych, bądź też już opracowanych, między któremi np. mieści się rozprawa o języku polskim, o planie historyi krajowej, o dawnych napisach i pomnikach, wreszcie dziennik zajęć działu filozoficznego i matematyczno-przyrodniczego.

Z pomiędzy wymienionych tu pobieżnie materyałów najciekawszemi są protokóły posiedzeń Towarzystwa, prowadzone kolejno przez tłómacza Iliady Dmochowskiego, przez zasłużonego myśliciela Józefa Kalasantego Szaniawskiego, a następnie przez Ludwika Osińskiego, słynnego mówcę, poetę i profesora Uniwersytetu Alexandryjskiego i wreszcie najdłużej przez ks. Edwarda Czarneckiego, którzy jako sekretarze uczonego grona, utrwalili jego zajęcia, i prace w szeregu notat cennych, powtarzających, nie rzadko, ipsissimis uerbis, wnioski i przemowy takich między innemi mężów, jak: Albertrandi, Czacki, Staszic, Niemcewicz, Woronicz, Tarnowski, Stanisław i Ignacy Potoccy. Już ta okoliczność, z uwagi na osobistości redaktorów protokółów i na autentyczność ich notat, podnosi owe dorywcze sprawozdania do godności dokumentów historycznych. — Uwydatniają się żywo na tle owych suchych notat charakterystyczne cechy ludzi dawno już zmarłych, a mimo to żyjących do dziś dnia w literaturze i w tradycyi społeczeństwa, jako pierwszy zastęp pracowników na polu twórczości rodzimej i pracy organicznej około zachowania skarbów umysłowych przeszłości, bez których żadne oświecone i kulturalne społeczeństwo, a tem więcej — społeczeństwo bytu samodzielnego pozbawione, istnieć i rozwijać się, dla dobra całej ludzkości, nie może.

Postacie trzech prezesów Towarzystwa: Albertrandego, Staszica i Niemcewicza występują tu w całej okrasie charakterów energicznych, świadomych celu swoich zadań. Albertrandi, wzór pracowitości, erudycyi i zapału do nauki, jest duszą zawiązku Towarzystwa. Jego ręki są pierwsze zaproszenia do uczestnictwa w pracach grona, wystosowane do najwybitniejszych uczonych, myślicieli i poetów porozbiorowej Polski. On imieniem Towarzystwa przemawia do społeczeństwa, on pokonywa pierwsze przeszkody, stawiane przez miejscową administracyę pruską utworzeniu instytucyi polskiej, on zagrzewa kolegów do pracy, do energii i sam daje do niej impuls pracowitością niezmordowaną. Jest przytem układnym, zręcznym politykiem i dworakiem, władającym świetnie językami i jednąjącym sobie podejrzliwych ministrów pruskich: Vossa, Hoya, Goldbecka, Beymego, oraz miejscowych przedstawicieli władzy: Meyera i Kohlera powagą swego biskupiego stanowiska i lojalnością – nieco przesadną – swoich dążeń i aspiracyj.

Przeciwstawieniem jego jest Staszic, mąż nieugiętej woli, surowy i bezwzględny w postępowaniu, pełen ambicyi i godności w stosunkach z rządem pruskim , stojący czujnie na straży ustawy, karcący nieczynność swoich kolegów admonieyami, a nawet wyłączaniem ich z grona Towarzystwa... On jeden nie bawi się w układne słówka, nie lubi krasomówców, i sam unika frazesów. Jest mężem czynu i pierwszy kładzie podwaliny siedziby stałej Towarzystwa. W przekonaniu, że Towarzystwo nie jest miejscem dla rozrywek, lecz pracownia dla ludzi nauki, jest sprężystym i stanowczym w stosunkach z kolegami. Z jego polecenia nieobecność członków na posiedzeniach zaznacza się; w protokółach. Zaznaczają się i usprawiedliwienia się absenteistów, nierzadko w asystencyi świadectw lekarskich o powodach niebytności... On stale przypomina Towarzystwu konieczność pozyskania »diploma« królewskiego w celu uprawnienia jego bytu; on porucza delegowanym »Comites«  baczne pilnowanie tej sprawy. Dzięki wreszcie jego niestrudzonym zabiegom, cel pożądany, choć pierwiastkowo nie w całej rozciągłości, zostaje osiągniętym i, Towarzystwo zrazu tolerowane, otrzymuje nazwę »królewskiego«. Wewnętrzny rozład między członkami poskramia Staszic podaniem się do dymisyi (Maj r. 1817). Odstępuje od tego zamiaru dopiero po uzyskaniu od kolegów przyrzeczenia, że nadal dziać się będzie po jego myśli.

Trzeci prezes, Niemcewicz, poeta, mówca, historyk, jest niezmordowanym twórcą projektów ogólniejszych. On urzeczywistnia myśl wzniesienia Kopernikowi pomnika, on pragnie nadać instytucyi cechy istotnej Akademii literatury, umiejętności ścisłych i sztuk pięknych, on, jeszcze jako członek czynny za prezydencyi Staszica, najgorliwiej krząta się około myśli napisania zbiorowemi silami historyi ojczystej, dawszy do niej hasło w popularnych Śpiewach historycznych.

Zasadniczym warunkiem zapoczątkowania i bytu Towarzystwa było zawsze trzymanie się zdała od polityki i kwestyj religijnych. Warunek ów, ustawa określony, nadal uczonemu gronu wybitne piękno konserwatyzmu, którego się też Towarzystwo przyjaciół nauk do ostatnich prawie czasów swego istnienia niezmiennie trzymało, a które odbiło się przeważnie w jego literackich upodobaniach, dalekich od hołdowania ideałom budzącego się romantyzmu. W imię tego właśnie kierunku zachowawczego, Lelewel, już w epoce rozgłośnej swej działalności badawczo–krytycznej, jedynie jako śmiały nowator, przepada na pierwszych wyborach... nazwisko zaś Adam Mickiewicz|Mickiewicza]] dopiero nawoływania pisemek brukowych po r. 1830 wprowadzają na listę członków Towarzystwa.

Klasyczna powaga zajęć uczonego grona nie zmienia się wśród burzliwych scen dziejowych, jakie się rozegrywały na bruku warszawskim, w epoce pierwszego trzydziestolecia bieżącego wieku, że wspomnieć tu tylko: wkroczenie Francuzów w roku 1806, Austryaków w roku 1809, odwrót szczątków wielkiej armii z pod Moskwy w r. 1812, przywrócenie Królestwa w roku 1815 i najświetniejszy rozwój polityczno-społeczny owego państewka, w epoce do roku 1830. Ważniejsze przewroty dziejowe, wciągu całego trzydziestolecia bytu Towarzystwa, zaznaczają się w księdze protokółów jego posiedzeń zaledwie gdzieniegdzie napotykanej niezapisanemi jej kartami, lub też nieliczną frekwencyą członków. Przeważnie, protokóły te są obrazem akademickiej pogody umysłów członków, zajętych wyłącznie sprawami nauki i literatury. Dla bacznego wszakże obserwatora, widoczną jest różnica atmosfer; zajęć Towarzystwa w jego początkach i ku końcowi. Wraz z ustaleniem się rządów krajowych po roku 1806, a tem więcej po roku 1815, sprawy literacko-naukowe pochłaniają w wyższej, niż przedtem, mierze uwagę i troskliwość uczestników grona i plon ich z owej epoki jest obfitszym. Natomiast w pierwszem sześcioleciu główną troską Towarzystwa jest akcya ratunkowa przeciw obmyślonej przezornie i zręcznie przez rząd pruski maskowanej metodzie wynarodowienia, którą w tak zwanych Prusach południowych przeprowadzać się starano. Każdy krok Towarzystwa w owej epoce, podjęty pod skromną formą wydawnictwa książki elementarnej z dziedziny matematyki, czy też gramatyki, albo rozprawki przyrodniczej, — ma na celu przeciwdziałanie szerzącej się niemczyznie. Ogłaszanie konkursów w przedmocie higieny, lub budownictwa domów wiejskich, tragedyi wierszem z dziejów narodowych, zmierza do budzenia umysłów z odrętwienia, ku nadaniu ich zajęciom kierunku swojskiego. Posiedzenia publiczne, gromadzące publiczność płci obojej i młodzież, są polem do wygłaszania prawideł moralności i obowiązków obywatelskich, okazyą do nawoływania umysłów, zaprzątniętych pogonią za rozrywkami, do pracy dla dobra ogółu. Pomyślne dla narodowości polskiej zmiany, jakie zaszły z chwilą wstąpienia na tron cesarza Aleksandra I, w dawnych dzielnicach polskich, pod berłem rossyjskiem zostających, znajdują odbicie swe i wyraz w gorliwszem zajmowaniu sic Towarzystwa słowiańszczyzną i sprawami pobratymców i w szczerem uczuciu życzliwości dla reform, w Imperyum rossyjskiem zapoczątkowanych. Sympatye te wzrastają w miarę gromadzenia się faktów, które stwierdziły przychylność młodego cesarza dla Polski i w miarę potężniejącego wpływu germanizacyi w stosunkach wewnętrznych zarządu Prus południowych.

W celu bliższego rozejrzenia się w najważniejszej tego zarządu gałęzi — w szkolnictwie za czasów pruskich — z uwagi, iż ku niemu zwracała się przeważane troskliwość Towarzystwa, szukającego środków przeciwdziałania podjętej przez rząd pruski akcyi, należało sięgnąć do niewyzyskanych dotąd w tej sprawie źródeł, znajdujących się w archiwum tajnem berlińskiem. Nie znalazł piszący te słowa przeszkód w uzyskaniu wstępu do tych właśnie źródeł, uzupełniających w niepośledniej mierze pracę, na której Łukaszewicz zakończył swą Historyę szkół w Koronie i na Litwie (Poznań, 1851). Epokę od roku 1796 do 1806, obejmującą prace rządu pruskiego w dziedzinie szkolnictwa krajowego, udało się wyjaśnić dokładniej na podstawie cennych raportów władz miejscowych pruskich, reskryptów do nich przesyłanych i wizytacyi szkól podjętej w latach 1802 i 1803 przez Goedekego i Maierotta, delegatów ministeryalnych pruskich.

Na tle dziejów ówczesnych szkolnictwa pruskiego, zmienionego znacznie, wbrew woli ministeryum, pod wpływem reform podjętych w tej dziedzinie w cesarstwie rosyjskiem, w jego dawnych dzielnicach polskich, działalność Towarzystwa warszawskiego przyjaciół nauk staje się w pierwszych latach jego istnienia zrozumialszą a historya tej instytucyi dla czytelnika donioślejszą.

* * *

Już po wykończeniu niniejszej książki, po skreśleniu słów wstępnych do niej, poświęconych ogólnej charakterystyce dziejów Towarzystwa, z natury rzeczy, na trzy części się rozpadających, z których niniejsza: od roku 1800 do 1806,, obejmuje czasy pruskie, następna, od roku 1806 do 1815, obejmować ma czasy księztwa warszawskiego, ostatnia zaś, od roku 1815, aż do zamknięcia instytucyi, poświęconą będzie czasom królestwa kongresowego, odczytałem w najnowszej pracy profesora Stanisława Tarnowskiego: Historya literatury polskiej, wydanej w dniu pamiętnego jubileuszu 500-lecia technicy Jagiellońskiej, znakomicie skreślony ustęp o Towarzystwie warszawskiem przyjaciół nauk.

Mniemam, że z korzyścią dla skromnej monografii niniejszej i dla czytelników będzie – wyłączenie do przytoczonych uwag wstępnych, tego właśnie świetnego ustępu, w którym, wnuk Jana Amora Tarnowskiego, jednego z gorliwszych i zasłużeńszych członków Towarzystwa warszawskiego przyjaciół nauk, z właściwą sobie znajomością przedmiotu, samodzielnością poglądów i czarem krasomówczego stylu, charakteryzuje działalność uczonego grona, »którego – mówiąc własnemi Jego słowy — trzydziestoletnie życie i działanie nie musiało być zupełnie marnem i próżnem, które owszem musiało być istotnem ogniskiem ruchu umysłowego i naokoło siebie wpływ niemały wywierać, kiedy nadało swoje nazwisko epoce, kiedy mówimy i zawsze mowie będziemy: Literatura Towarzystwa Przyjaciół Nauk, smak Towarzystwa Przyjaciół Nauk, pojęcia, prace Towarzystwa Przyjaciół Nauk...«

»Chcieć mówić — pisze prof. Tarnowski — że w Towarzystwie owem nie było nic ciężkiego, nic pedantycznego, że wszystko zasługuje na bezwzględne uwielbienie, lub że ono przy całej swojej pracy postawiło naukę i oświatę n nas na takim stopniu, jak ona stała we Francyi, w Niemczech. lub w Anglii, byłoby przesadą. Najuczeńsi z członków Towarzystwa nie dochodzą miary wielkich uczonych zagranicznych, niema między nimi ani Schleglów, ani Humboldtów, ani Saya, ani Ricarda, ani Fichtego, ani Schellinga, ani Hegla, ani Guizota, ani Villemaina, ani Sismondiego; uczoność ich nie jest europejska, nie podnosi oświaty i nauki w świecie, ale podnosi ją tylko w Polsce, jest wyłącznie polską. Nie można się temu dziwić, niema nawet co o tem mówić, trzeba pogodzić się z faktem, że od początku naszego istnienia aż do dnia dzisiejszego nie staliśmy nigdy na czele europejskiej cywilizacyi, a po utracie bytu politycznego, mniej niż kiedykolwiek. Nie powinniśmy nawet, brać tego do serca i wyrzucać sobie, bo nie nasza wina, że główny prąd historyi dotąd przez nasz kraj nie płynął; ani my, ani nikt inny nie zdołałby go gwałtem zwrócić w to koryto. Zatem, każda epoka naszych dziejów może być spokojna w sumieniu i powiedzieć, że zrobiła swoje, jeżeli nie troszcząc się o przodowanie cywilizacyi europejskiej, umiała utrzymać i podnieść cywilizacyę wewnętrzną w Polsce. Wiek, na który patrzymy z taką chlubą i z taką zazdrością, do którego zwracamy się zawsze z tęsknotą, jak do najpiękniejszej chwili naszego życia, wiek XVI nie zrobił nic więcej, a przecież któżby śmiał o nim powiedzieć, że zrobił za mało? Epoka Stanisława Augusta także nie zrobiła więcej, ale zrobiła, co była powinna; a tak samo i epoka Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Nie wydała gwiazd pierwszego rzędu, przyświecających całemu światu, ale wydała takie, które w Polsce świeciły jasno i oświecały ją dobrze. Towarzystwo założyło pierwsze i niewzruszone podstawy znajomości prawa polskiego i jego historyi; ono pierwsze przedsięwzięło badania nad językiem i dokonało dzieła tak, że nikomu długo nie przychodziło do głowy, iżby je trzeba poprawiać, lub zastąpić nowemi; ono postawiło pierwsze kroki w historyi literatury polskiej, w krytyce literackiej, pomimo wszystkiego postąpiło znacznie, stworzyło ją prawie i utorowało drogę przed własnymi nieprzyjaciółmi, dało im w rękę broń znacznie wydoskonaloną. Jemuśmy winni pierwsze i bodaj czy nie najskuteczniejsze badania słowiańskich początków Polski, jemu prace przygotowawcze do znajomości własnego kraju pod względem geograficznym, geologicznym, klimatycznym, handlowym, statystycznym. Ono pierwsze wreszcie oprawia, nie na wielka skale może, ale pierwszy raz od trzech wieków w sposób rozumny i godny przedmiotu, grecką naukę nauk (Szaniawski. Śniadecki, Goluchowski). A kiedy tak pracuje na polu nauk i pamięta o umysłowych potrzebach narodu i kiedy za te jego prace należy mu się uszanowanie i wdzięczność, to niemniej należy mu się za to. że myślało o garbarniach i hutach żelaznych, o soli i cynku, o płodozmianie i chorobach bydła, o wiejskich chatach, o szkołach dla głuchoniemych, o kasach oszczędności, o obyczajach i oświacie ludu, o zdrowiu, wygodzie, dostatku ludności we wszystkich jej warstwach; że nauki i oświaty nie zamykało w najwyższych sferach abstrakcyjnej mądrości, nie monopolizowało jej na korzyść niektórych uprzywilejowanych mędrców, ale wznosząc ją jak mogło najwyżej w nauce, zniżało zarazem do ziemi, łączyło ze wszystkiemi stosunkami życia, kazało w praktyce służyć na pożytek powszechny i wieloraki narodu«.

»Jestto zwykłą cechą i zwykła historyą uczonych Towarzystw i Akademij, że z wiedza i zamiarem, lub tylko naturalną koleją rzeczy, z postępem czasu zamykają się coraz szczelniej w sferach najwyższej mądrości i nauki, w obrębie uczonych i mędrców, na tych kościach obwarowują się i ani niższemu światu nie pozwalają do siebie przystępu, ani też same do niego nic zstępują. A w naturze ich bywa jeszcze i to, że dochodzą do słusznego niezawodnie, ale wielkiego przekonania o swojej wartości, do przesadzonego niekiedy uczucia swojej powagi i godności, a poziomy świat, nie mogąc zaprzeczyć ich naukowej wyższości i zasługi, mści się za nie jak może, przedrwiwując owo przeświadczenie o sobie i ową powagę, oskarża o wyłączność, pedantyzm, o wzajemne dla siebie uwielbienie, wreszcie pewien zastój, pewną jak żeby zatęchłość, która się wyradza w tych wodach zwykle stojących, rzadko kiedy strumieniem nowym odżywianych. Powiedzieć, że Towarzystwo Przyjaciół Nauk nie miało zgoła tej ostatniej własności, czy słabości, tego nie można. Czuło ono swoją powagę i nosiło ją bardzo wysoko w poważnem zachowaniu się i postawie na naprzykład Stanisława Potockiego, albo Koźmiana, albo Osińskiego, widać ton cokolwiek wyniosły, sztywny, lekko gardliwy, który tak niecierpliwił młodszych, prostych i śmiertelnych, nie będących obywatelami tego umysłowego Olimpu«.

»Ale jeżeli ślady tej zwykłej słabości Towarzystw uczonych dają się dostrzegać i w naszem, to ich wady większe i szkodliwsze, owego oddzielenia się od świata i życia i zamknięcia w sobie, niema w niem wcale, owszem jest ciągły i żywy rzeczywisty związek pomiędzy narodem a Towarzystwem, które się podjęło kierownictwa jego oświaty. Nie ma tego stosunku życia, nie ma tej potrzeby narodu, o którejby Towarzystwo nie było myślało, w których nie byłoby się starało przyjść z pomocą i to jest jego właściwą cechą, jego wielką zasługą i tajemnica jego prawdziwej i niepospolitej żywotności. Wszystko, co robi, wszystko, co przedsiębierze, wszystko to poczyna ono w jednej i tej samej myśli, która wiąże, i spaja w całość wszystkie jego działania, w myśli służenia krajowi, przyniesienia mu praktycznego, jak być może najprędszego, pożytku. Ten wysoki zmysł organizacyjny i praktyczny, który się wyrobił u nas w latach pomiędzy pierwszym a drugim rozbiorem, który odznaczał prace Wielkiego Sejmu i współczesna literaturę, ten sam umysł organizacyjny, zmysł ładu, rządności, ciągłości i wszechstronności pracy, panował w Księstwie Warszawskiem i w Królestwie kongresowem, wydał ogromne wysilenia pierwszego i wyborną administracyę, wyborne sądownictwo, doskonały stan wychowania i najlepszy podówczas w Europie stan skarbu drugiego. Ten sam zmysł, ten sam duch ożywiał i Towarzystwo Przyjaciół Nauk, we wszystkich jego działaniach, nawet w tych, którym ducha patryotycznego i obywatelskiego zbyt długo zwykliśmy byli zaprzeczać«.

Przyswoiłem sobie, ponad przyzwoitość może, nie bez rzetelnej wszakże przyjemności, ów przydłuższy ustęp z Historyi literatury polskiej (t. IV. 30 i nast.) prof. Tarnowskiego, aby mieć miarowskaz tego punktu widzenia, z jakiego działalność naukową i obywatelską Towarzystwa przyjaciół nauk rozpatrywaćby należało. Przeświadczenie o konieczności i słuszności takiego, a nie innego, punktu widzenia, nie może być niestety dowodem, iż autor pracy niniejszej zadanie takie pomyślnie rozwiązał...

»Szczegółowo historyą Towarzystwa — nadmienia w - końcu przytoczonego powyżej ustępu prof. Tarnowski - któraby zgłębiła wszystkie jego prace, osądziła wartość dzieł pod jego opieką wydawanych, a przynajmniej rozpraw ogłoszonych w jego Rocznikach, i wykazała, w jakim stanie ono każdą naukę z osobna w Polsce zastało, a w jakim ją po latach trzydziestu zostawiło, byłaby pracą i potrzebną i zajmująca. Własny pożytek dzisiejszych dopomina się o nią. niemniej jak sprawiedliwość względem dawniejszych« (str. 39).

Taki ideał przyświecał wprawdzie autorowi przy podjęciu niniejszego zadania, lecz wykonanie jego wobec ogromu odnalezionego materyału źródłowego, okazało się niestety przytrudnem i siły jego przerastającem... Ograniczył się więc z konieczności do skromniejszej roli, nie historyka, lecz kronikarza dziejów Towarzystwa, w tern przeświadczeniu, że odtworzenie całkowitej działalności instytucyi, według osnowy protokółów jego posiedzeń, stanowić będzie z czasem nader pożyteczny materyał dla przyszłych historyków umysłowości polskiej z początków bieżącego stulecia.

Nie bez pewnej, dziś tak modnej, nastrojowej doniosłości będzie szereg widoków, przedstawiających Warszawę, jaką była za czasów pruskich, bezpośrednio prawie po wypadkach, które ją charakteru stolicy dawnej Rzplitej pozbawiły. Widoki te, noszące jeszcze gdzieniegdzie ślady niedawno przebytej katastrofy, stanowią część ongi bogatej kolekcyi, sporządzonej około roku 1800 przez nieznanego artystę malarza, z polecenia landgrafa Hlessen-Darmsztadzkiego, Ludwika X, późniejszego wielkiego księcia Ludwika I (+ 1830). Są one dziś własnością znanego miłośnika rzeczy krajowych, p. Mathiasa Bersohna.

Nie zachodzi oczywiście bezpośredni związek między zewnętrzną, dekoracyjną stroną Warszawy pruskiej, a przedmiotem niniejszej monografii. Badawcze wszakże oko rozważnego czytelnika nie bez poważniejszej refleksji rozpatrywać będzie widoki owej ogładzonej, z cudzoziemska przystrojonej Warszawy, wśród której zrodziła się akcya ratunkowa, podjęta przez Towarzystwo przyjaciół nauk. Tak mało już dziś pozostało śladów po dawnej stolicy Rzpltej z przed stu laty i tak szybko pod wpływem nowych warunków jej bytu i nieustannego rozwoju nikną te nawet, które stanowiły dotąd rodzima, charakterystyczną jej cechę, że wybaczyć można rozmiłowanemu w owych pamiątkach po dawnych czasach szperaczowi, jeśli z każdej korzysta sposobności, by zachować dla przyszłych pokoleń choćby obrazkowe ich resztki...

Pragnął on również przekazać następcom rysy wszystkich ludzi tamtoczesnej opoki, którzy w działalności Towarzystwa przyjaciół nauk mieli tak owocny udział. Życzenie to, dzięki uprzejmości J. O. Włodzimierza ks. Czetwertyńskiego, posiadacza jednego z najbogatszych zbiorów rycin i pamiątek swojskich, Zygmunta Wolskiego, oraz innych uczynnych kollekcyonistów, w większej części spełnionem zostało. Nie dało się wszakże, z uwagi na warunki typograficzne, dopełnić warunku rozmieszczenia owych wizerunków członków Towarzystwa w miejscach, gdzie o nich mowa. Zastrzeżenie to czyni autor, licząc na pobłażliwość łaskawych, a wyrozumiałych czytelników.«