TPN czasy pruskie 2

Z MediWiki
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

ROZDZIAŁ II

Fundusz pojezuicki

Projekta Goldbecka. Protest Hoyma. Uniwersytet katolicki. Program edukacyl wyższej. Büsching i jego Magazyn. Wydzielenie części funduszu edukacyjnego na uniwersytety pruskie. Badania źródłowe nad powstaniem owego funduszu. Szkoły prote- stanckie. Obliczenia Hoyma. Konsystorz ewangielicki w Poznaniu. Opinia Woellnera. Karye- rowicz Regehly. Zasada «ausrotten« w odniesieniu do języka polskiego.

Gdy po ostatecznym rozbiorze Rzpltej rząd pruski zajął się energicznie sprawą oświaty i wychowania w zagarniętych prowincyach polskich, na pierwszy plan wysuniętą została — kwestya użycia funduszów pojezuickich na cele germanizacyi. Minister Goldbeck, popierając projekt kamery poznańskiej, zażądał od ministra Hoyma, by fundusze te przeznaczył, jeśli nie w całości, to przynajmniej w części, na korzyść protestantów, przedewszystkiem zaś — luteranów prowincyi Prus Południowych.

Minister Hoym, w odezwie z dnia 11 listopada 1796 roku do ministra Goldbecka wystosowanej, zaprotestował przeciw takiej pretensyi, przytaczając w obronie funduszu edukacyjnego, iż ten powstał wyłącznie ze sprzedaży majątków pojezuickich, na które się wyłącznie katolicy składali.

Podsunął przytem myśl utworzenia z owych funduszów — uniwersytetu katolickiego w Prusiech Południowych, by taką drogą dojść do zatamowania wędrówek młodzieży polskiej do wszechnicy krakowskiej (11). Nie zgodził się z poglądem na źródło powstania funduszu pojezuickiego minister Goldbeck. W odezwie z dnia 24 listopada 1796, do konsystorza poznańskiego wystosowanej, polecił wyśledzić: czyli majątki jezuitów nie powstały z konfiskat mienia dyssydentów i powołał w tej mierze epizod sprawy toruńskiej z roku 1725 (12).

Oparł się również stanowczo propozycyi Hoyma, by utworzyć nowy katolicki uniwersytet w Prusiech Południowych. «Aby wytworzyć między ludnością miejscową, a głównie wśród kleru katolickiego, kulturę, moralność i patryotyzm, — pisał Goldbeck — aby wywołać poprawę charakteru narodowego i oswoić nowych poddanych z nowemi rządami, nowem prawodawstwem i obyczajami, należy działać w duchu zmieszania obu narodowości (es sei ausserst wichtig, eine Mischung zwischen beiderlei Nationen hervorzubringen) i wyprowadzenia mieszkańców Prus Południowych ze stanu odrębności, w jakim dotychczas pozostawali, a co było główną przeszkodą w postępie ich kultury... Utworzenie uniwersytetu w Prusiech Południowych bynajmniej nie przyczyni się do ułatwienia młodym duchownym poznania innych ludzi i innych obyczajów, i do wykorzenienia z ich umysłów zasad nietolerancyi i przesądów...

«Można zapobiedz wędrówkom do wszechnicy krakowskiej — obostrzeniem dotychczasowych w tej sprawie przepisów... Należałoby raczej istniejący już we Wrocławiu uniwersytet uposażyć w nauczycieli, dobrze językiem polskim władająch» (13).

Źródłem informacyj ministeryum pruskiego o stosunnach ekonomiczno-polityczno-społecznych przyłączonych prowincyj polskich, było w owym czasie wyłącznie dzieło Antoniego Fryderyka Buschinga: Magazin fur neue Historie und Geographie (Hamburg, 1767—1793), w którem autor, uważany w swoim czasie za ojca nowożytnej geografii, zebrał wiele ciekawych o Polsce szczegółów. — Obliczenie funduszu pojezuickiego na trzydzieści milionów złotych polskich, przez Buschinga dopełnione, obudziło pożądliwość władz pruskich. Już król Fryderyk Wilhelm II rozkazał wydzielić z owego funduszu kapitał pięć tysięcy talarów, na rzecz uniwersytetów pruskich: Królewca, Frankfurtu nad Odrą i Halli. Zamierzano szczodrobliwość tę zwiększyć, ze szkodą nowych poddanych. Oparł się tym razem tej imprezie graf V. Hoym i, w odezwie z d. 4 grudnia 1796 r. do ministra Goldbecka wystosowanej, stanął w obronie zasady, iż dowierzać cyfrom problematycznym Buschinga nie należy i że względy w słuszności nie dozwalają na tak bezceremonialne szafowanie funduszem, którego źródło i cele były zupełnie odmienne od domyślnych (14).

Nie godząc się z poglądem min. Goldbecka, jakoby fundusz ów powstał z konfiskat mienia dyssydentów, pisze dalej Hoym: «Dyssydenci byli wprawdzie ograniczani i wyłączani od urzędów, lecz bynajmniej nie prześladowani i nie pozbawiani majątków (allein nicht eigentlich verfolghtfojgt und ihrer Guter beraubt), a jeśliby nawet przyjąć, że niejakie dobra przeszły taką drogą do jezuitów, to, na wypadek restytucyi, należałoby te dobra zwrócić potomkom poszkodowanych, a nie — zupełnie obcym instytucyom... Fundusz ten poedukacyjny należy obrócić w zupełności na reformę szkół katolickich, wiejskich i miejskich, co i tak pociągnie za sobą nakłady znaczne.

Nie tak łatwo odstąpił Goldbeck od swego projektu, a choć go złagodził w części tem, iż domagał się przeznaczenia choćby pewnej części funduszu edukacyjnego na tworzenie szkól protestanckich, to jednak graf Hoym i na to zgodzić się nie chciał, powołując się na świeżo wydaną przez króla instrukcyę w przedmiocie szkolnictwa w Prusiech Południowych i wymówił się niemożnością traktowania w tej sprawie z ministeryum pruskiem (15).

W odezwie gr. Hoyma do Goldbecka, z dnia 12 marca 1797 r, znajdujemy bliżej nas obchodzące szczegóły o wysokości i przeznaczeniu funduszu poedukacyjnego w Polsce pruskiej.

Składał się on z rocznych intrat, w wysokości około 30 tysięcy talarów, z których, po potrąceniu 5 tysięcy talarów na uniwersytety pruskie, pozostałość, w kwocie 15 tys. talarów, przeznaczoną była na utrzymanie szkół w departamencie warszawskim, jako to: na kollegia i płace nauczycielskie. «Reszta 10 tys. talarów musi być poświęconą na zakłady uniwersyteckie, z uwagi, że akademie polskie w Wilnie i Krakowie pod obce panowanie przeszły, a zależy na utworzeniu seminaryum katolickiego i szkół miejskich przedewszystkiem. Mam nadzieję — kończy gr. Hoym — iż, przez nowe oszacowanie sprzedanych majątków i realizacyę wątpliwych pretensyj, fundusz ten może będzie powiększony, czem się obecnie kamera południowo-pruska gorliwie zajmuje, lecz taki zamiar będzie wówczas dopiero urzeczywistniony, gdy papiery i dokumenta zabrane przez generała rosyjskiego von Buxhoewdena, przy ustąpieniu jego z Warszawy, odzyskanemi zostaną, o co już ministeryum spraw wewnętrznych u dworu cesarsko- rosyjskiego poczyniło należyte starania».

Najgorliwszym orędownikiem zagarnięcia części funduszu pojezuickiego na cele szkolnictwa protestanckiego był konsystorz ewangielicki w Poznaniu, w którym zasiadali: generalny consenior Kaulfuss, kreissenior Hellwig i reformowany generalny senior Cassius.


Według ich opinii, przesłanej 23 stycznia 1797 roku królowi i opartej na wiadomościach zaczerpniętych z dzieła Węgierskiego (Regenvolsciusa): Slavonia reformata (1679), w czasie prześladowań dyssydentów, 1614—1617 roku, za- brać miano protestantom dwa kościoły, jedną szkołę i szpital w Poznaniu. Z konstytucyi 1775 r. wynika, że fundusz edukacyjny przeznaczonym był na cele szkolnictwa, bez różnicy wyznań chrześcijańskich, tem samem, zastosowanie tej zasady do obecnego stanu rzeczy, nie powinnoby nastręczać trudności(16).

Poparł tę opinię i minister Woellner, w raporcie do króla z d. 8 kwietnia 1797, wzmocniwszy ją uwagą, że utworzenie zasiłkowym funduszem seminaryów mieszanych, poza granicami Prus Południowych, w którychby, na równi z językiem macierzystym, uprawiano i język niemiecki, skutecznie mogłoby wpłynąć na reformę i poprawę ducha narodowego Polaków (17).

Pożadliwem okiem zwracały się w stronę Prus Południowych aspiracye karyerowiczów, by na gruncie kultury dawnej polskiej posiać ziarno germanizacyi. Zarzucano ministerya prośbami w tym kierunku, obiecując szybką zmianę upodobań do form zaśniedziałych, a przedewszystkiem do języka rodzimego, na korzyść, kultury wyższej i języka niemieckiego.

W języku polskim upatrywano głównego wroga nowego rzeczy porządku, i już wówczas, w końcu XVIII wieku, wysunięto na plan pierwszy hasło „ausrotten!", której, w czasach naszych, pseudofilozof i propagator zasady «bezwiedności», Hartmann, nadal tak smutnie popularny rozgłos.

O «wytępieniu» przedewszystkiem języka polskiego marzył taki np. Regehly, kaznodzieja protestancki, guwerner syna Maryi z książąt Czartoryskich, księżny Ludwiki Wirtemberskiej, autorki Malwiny, po jej rozłączeniu się z mężem. On to, osiadłszy w bawarskiem mieście Beyreuth i bywając często w Puławach, zarzucał ministra Woellnera prośbami, o powierzenie mu w Prusiech Południowych posady nauczyciela, by wpływem swoim i kazaniami módz przyspieszyć urzeczywistnienie celu upragnionego.

Wydał on w swym czasie broszurę pod tyt.: „Über Schulverfassung des an Südpreussen grunzenden Theiles von Oberschlesieu" i wykazał w niej, że źródłem wszelakiej niedoli niemczyzny w dawnych prowincyach polskich „ist und bleibt immer - zuerst die polnische Sprache. So sehr auch form gearbeitet wird, sie, wo nicht auszurotten, doch mit der deutschen zu rerbinden, so behaupte ich doch,... że stać się to może faktem... dopiero po wygaśnięciu dwóch pokoleń.

Przyspieszenie tak pożądanego rezultatu mogłoby nastąpić przy pomocy środków proponowanych przez Regehlyego a mianowicie, przez powierzenie mu upragnionej posady, do której ciągnie go «pełne najlepszych intencyj serce dobrego Prusaka»(18). - Tylko taki systemat mógłby utworzyć silny łańcuch, którymby można opętać niespokojne i za klubami tęskniące państwo (den unruhigen und nach Klubbs durstenden Staat...) i przywiązać je do osoby nowego monarchy...».

Rozdział III

Pruska polityka edukacyjna

Nietylko wszakże karyerowicze z gatunku Regehlych pragnęli pola do propagatorskiej działalności w Polsce. Mieli oni współzawodników w ludziach, którzy również, z ideą polityczno-państwową — przeobrażenia społeczeństwa polskiego na nowy organizm, — łączyli zachcianki czysto kupieckiej natury. Do rzędu takich osobników należał np. głośny swego czasu uczony i profesor uniwersytetu we Frankfurcie nad Odrą, Jan Fryderyk Reitemeyer (ur. 1755), autor dzieła „Geschichte der Preussischen Staaten" (1801), nawołującego Prusy do misyi kulturalnej w słowiańskim południowo wschodzie Niemiec. Charakteru dwuznacznego, obyczajów nagannych (19) uważał się prof. Reitemeyer za apostoła idei etycznych i krzewiciela prawdziwej oświaty, którą chciał zaszczepić w Polsce za pomocą książek elementarnych i gramatyk niemieckich. Zestosunkowany przyjaźnią z dawnym pedagogiem, autorem dzieła „Sitten und Lebensart der Romer" oraz studyów nad Cyceronem, Tacytem i Liwiuszem, po roku 1788 i kierownikiem pruskiego OberschulcoUegium, wreszcie jednym z ministrów wszechwładnych gabinetu króla Fryderyka Wilhelma II, Janem Henrykiem Meierotto, zwrócił się prof. Reitemeyer do tegoż, w marcu 1797, z prośbą, o nadanie mu przywileju na dostarczanie do Prus Południowych, gramatyk niemieckich, ze słownikiem wyrazowym, tak, aby przez to uczynić miasto Frankfurt nad Odrą niejako środowiskiem propagandy niemczyzny między nowymi poddanymi polskimi.

Minister Meierotto jedynie z tego względu nie zgodził się na ów projekt, iż żądany przez Reitemeyera przywilej służył już od dawna innym firmom niemieckim (20).

Wszystkie powyższe zakusy patryotów pruskich miały na celu odjęcie dawnym kierownikom wychowania w Polsce, OO. Jezuitom i Pijarom, możności oddziaływania na młodzież. Lecz na tej drodze spotkały się z systematycznym oporem ze strony Grafa Hoyma, który, pojednawczej trzymając się polityki w postępowaniu z poddanymi polskimi, nie życzył sobie budzenia między nimi fermentu niezadowolenia, po uśmierzonem niedawno powstaniu.

Broniąc zasad szkolnictwa polskiego, ugruntowanego przez wzorową dawną komisyę edukacyjną, pisał graf Hoym w dniu 11 maja 1797 roku do ministra Woellnera: «Raczy JW. Pan być przekonanym, że będące ongi pod sterem dawnej komisyi edukacyjnej szkoły w Warszawie, Poznaniu, Rawie i Łęczycy, nie są tak znowu złemi, jak to sobie niektórzy wyobrażają, i że, przy baczniejszym nadzorze i ulepszeniach, mogą one stać się jeszcze bardzo pożytecznemi instytucyami>> (21).

W tymże czasie, w maju 1797 roku, wydana została dla tak zwanej komisyi edukacyjnej w Prusiech Poludniowych instrukcya królewska, kontrasygnowana przez Hoyma, celem krzewienia tyle niezbędnego i zbawiennego wychowania młodzieży polskiej („zur Befórderung der so nothigen und heilsamen Erziehung").

Zasadą jej było utrzymanie, ile tylko będzie można, urządzeń dawnej polskiej komisyi edukacyjnej (22), przy jednoczesnem użyciu środków, do możliwego rozprzestrzenienia znajomości niemczyzny.

Przewodnią nicią nowego systematu szkolnictwa miał być kierunek przeważnie praktyczny, usunięcie tak zwanych humaniorów, wykładanych w szkołach uczonych (Gelehreschulen), na plan drugi, natomiast: wszczepianie wszystkim wychowanemu zasad obowiązków względem rządu i państwa, i dopuszczenie pedagogów świeckich do wykładu w szkołach dla trzech wyznań chrześcijańskich (katolickiego, augsburgskiego i reformowanego), z zastrzeżeniem jedynie na korzyść osób duchownych prawa do nauczania religii.

Zaledwie nowa instrukcya szkolna mogła wejść w życie, nastąpił w roku jej wydania (1797, w grudniu) zgon jej orędownika, Króla Fryderyka Wilhelma II. Berło po nim objął syn jego, Fryderyk Wilhelm III. Jakkolwiek pierwsze kroki nowego monarchy ujawniały dążność do zerwania z tradycyą zeszłego rządu, tyle szkodliwą dla sprawy tolerancyi religijnej i wolniejszej myśli, przez zniesienie znienawidzonego edyktu religijnego Woellnera i regulaminu cenzuralnego i jakkolwiek, zaraz po objęciu rządów, Fryderyk Wilhelm III zaznaczył, że uważa sprawię wychowania za przedmiot największej swej troskliwości, to jednak systemat germanizacyi prowincyj polskich miał być utrzymanym bezwzględnie i nadal, i wzmocnionym wykładem wszystkich przedmiotów szkolnych wyłącznie w języku niemieckim (23). Graf v. Hoym, w raporcie z dnia 1 stycznia (1798 r. przypomniał nowemu monarsze, że plan utrzymania zasad dawnej komisyi edukacyjnej w Prusiech Południowych był Jego wyłącznie dziełem, i że instrukcya szkolna, przez zmarłego króla wydana, do tych zasad przeważnie się sto- sowała"). Przedstawiając zatem królowi konieczność zamianowania kierowników owej komisyi, w osobach: dyrektora kamery i radcy wojennego Helwinga, oraz radców Ditiusa i rischera i dwóch dawnych profesorów b. szkoły kadetów (welche das Zutrauen der Nation haben) (25) obiecuje v. Hovm, że i nadal starać się będzie — o uszlachetnianie tyle zaniedbanego narodu (auf die Veredlung der so sehr vernachlässigten Nation zu wirken").

W drugim roku panowania Fryderyka Wilhelma III minister v. Voss zlożył monarsze sprawozdanie ogólne o stanie umysłowym i moralnym Prus Południowych, oraz dane statystyczne w sprawie ich szkolnictwa. Jest to dokument wagi pierwszorzędnej, zasługujący na baczną uwagę. Badany przez pryzmat pruski, organizm społeczny cząstki najważniejszej dawnej Rzpltej, dodatnio się nie przedstawiał. Zdaniem statysty pruskiego, Polacy ciągle jeszcze podlegali niekorzystnym wpływom dawnej swej konstytucyi. Szlachta była jakoby pozbawioną wszelakiego wykształcenia, ze względu, iż korzystała z przywilejów urodzenia, bogactw i wyłączności praw. Wyższe duchowieństwo niedomagało temiż samemi brakami, niższe—było ciemne i utrzymywało się ciemnotą ludu. Mieszczanin podlegał uciskowi szlachty; włościanie uginali się pod brzemieniem pańszczyzny. Chłop polski — zdaniem Vossa — odznaczał się łagodnością charakteru i zyskał wiele, wsku- tek nowego rzeczy porządku.

Straciły jedynie dużo szlachta i duchowieństwo, gdyż nie jest to dla człowieczej natury łatwem — przeboleć rychło doznaną stratę. (Es ist der menschlichen Natur so leicht nicht einen Verlust zu verschmerzen). Dla poprawy narodu musi więc państwo (die Polizei) szukać lekarstwa w przyszłych pokoleniach i w ich wychowaniu.

Najsilniejszym ku temu środkiem jest szkolnictwo (Das kräftigste Mittel der Polizei besteht im Schulwesen).

Tu przytacza minister v. Voss dane statystyczne o sta- nie szkół w Prusiech-Południowych.

W 234 miastach znajdowało sic 223 szkół, po wsiach zaś, w liczbie 9166 miejscowości, było ich 489. Ogółem, w 9400 miejscowościach było szkół 712, czyli, że na 13 miejscowości wypadała jedna szkoła.

Szkół tak zwanych «uczonych» było 12. Cztery akademickie, zostające pod bezpośrednim kierunkiem rządu, czyli dawne kollegia jezuickie: w Poznaniu, Kaliszu, War- szawie i w Łęczycy. Siedm szkół pijarskich: w Rydzynie (Reussen), Radziejowie, Piotrkowie, Wieluniu, Warszawie, Łowiczu, Górze, jedna szkoła krzyżacka w Rawie (kreutzherren Orden).

Fundusz edukacyjny, utworzony z dawnego, i z podatków od duchowieństwa pobieranych, wynosił 41096 talarów, 5 groszy i 7 3/5 fenigów, wraz z procentem zaś, około 60 tysięcy talarów. Zabezpieczony był na dobrach Sierakowie, darowanych przez królowię Maryę francuską(?) jezuitom, a następnie włączonych do funduszu edukacyj- nego. Procenta wypłacano dotychczas księżniczkom bur- bońskim: Adelajdzie i Wiktoryi, które już zmarły.

W przyszłości fundusz edukacyjny wynosić miał jedynie 44096 talarów, 5 srebr. 7 3/5 fen. i z przeznaczeniem go na utrzymanie szkół akademickich, pijarskich i niektórych ślązkich.

Jako wytyczny program przyszłego systematu edukacyjnego stawia Voss: skierowanie młodzieży wyższych klas do uniwersytetów niemieckich, w Królewcu i we Frank- furcie nad Odrą (27).

Nie uważał przeto za właściwe utworzenia nowego uniwersytetu, jak również zalecania młodzieży, by się udawała do Wrocławia, gdyż fakultety tameczne: teologiczny i filozoficzny, dopięcia pożądanego celu nie ułatwiają. Natomiast, należałoby uniwersytet Frankfurcki obsadzić przez profesorów teologii, katolików, by zachęcić kler do korzystania z tamecznych wykładów.

Król, w reskrypcie z dnia 28 maja 1800 Vossowi przesłanym, nie zgodził się na pogląd ministra w sprawie obsadzenia niektórych katedr frankfurckich przez profesorów katolików (wegen den nachtheiligen Eindruck auf die Protestanten) i uznał, że dla teologów uniwersytet wrocławski jest pożądańszy. Da się ten cel osięgnąć — ponowieniem zakazu wędrówek młodzieży do Krakowa.

ROZDZIAł IV

Nieznana historia Jerzego Samuela Bandtkiego

Początkowe lata: 1801 i 1802 wieku XIX zaznaczyły się dla umysłowości społeczeństwa polskiego Prus Południowych szeregiem wizytacyj, podjętych przez zwierzchników szkolnictwa pruskiego, w ziemiach do Prus przyłączonych. Oprócz ministra Meierotta, zjechał również do kraju współpracownik jego, głośny w dziejach szkolnictwa pruskiego, dawny rektor ginmazyum w Friedriehswerder, członek zwierzchniego konsystorza i Oberschulcollegium, Fryderyk Gedicke (ur. 1754).

Pozostawione przez owych wizytatorów sprawozdania z objazdu Prus Południowych stanowią dokładny obraz szkolnictwa ówczesnego i, w ogóle, stanu oświaty w tej części dawnej Rzplitej. Nie doczekali się oni obaj rezultatów podjętych starań. Męczące wędrówki po kraju, pozbawionym jeszcze podówczas dobrze urządzonych traktów i gospód, mroźna pora roku, dla objazdów wybrana, nabawiły i jednego i drugiego choroby obłożnej, z której się nie podźwignęli. Meierotto zmarł w końcu 1801, Gedicke w początkach 1803 r. na przypadłości gorączki tyfoidalnej (28).

Zaznacza Meierotto w swoich uwagach niezadowolenie protestantów, z powodu zbyt małej pieczołowitości króla protestanckiego około ich umysłowości. Ubolewa wraz z nimi nad słabym udziałem funduszu edukacyjnego w sprawach ich wychowania (29).

Obaj sprawozdawcy przyszli w rezultacie swoich spostrzerzeń do jednobrzmiących wniosków: 1) iż stan szkół w Polsce był w każdym razie pomyślniejszym, aniżeli sobie początkowo wyobrażali. 2) Kamery pruskie z wielką pieczołowitością krzątały się około sprawy szkolnictwa. 3) Młodzież polska odznaczała się zdolnościami, zapałem do nauki, zwłaszcza w dziedzinie matematyki i języków obcych. 4) Zauważonym był brak środków do nauczania, domów szkolnych należycie urządzonych, książek i nauczycieli. 5) Odczuwał się dotkliwy brak seminaryów nauczycielskich. 6) Należałoby się odwołać do pomocy pedagogicznej narodowych Polaków (Nationalpolen), ze starych prowincyi polskich. 7) W szkołach wiejskich i miejskich odczuwać się dawała słaba ich frekwencya, niedostateczność zapłaty za pracę nauczycieli, wykład oparty na pamięciowem recytowaniu. 8) Napotykały się trudności w jednoczeniu w szkołach dzieci różnowyznaniowych. 9) Z pomiędzy szkół uczonych, parafialna szkoła w Rydzynie była lepiej urządzoną, aniżeli wszystkie akademickie, razem wzięte. Po niej dopiero idą: Warszawa, Poznań, Łowicz. Z akademickich zasługują na wyróżnienie: Kalisz, Poznań, Warszawa (26).

Zanim przytoczymy dalszy szereg uwag ogólnych wizytatorów, mających dla historyka owych czasów znaczenie dokumentu wagi niepodrzędnej, nadmienić w tem miejscu należy, iż wizytacye szkół warszawskich odbywały się w asystencyi tłómacza przysięgłego, ówczesnego nauczyciela we Wrocławiu, męża w literaturze naukowej polskiej zasłużonego, Jerzego Samuela Bandtkiego. Prze- konamy się następnie, o ile ten udział odbił się dodatnio w memoryale przez Bandtkiego rządowi pruskiemu przedstawionym.

Jeżeli poszukiwania archiwalne już same w sobie stanowią dla badacza źródło zadowolnienia wewnętrznego i nagrodę za podjęte mozoły, to uczucie to potęguje się, ilekroć w owych poszukiwaniach natrafiamy na fakta natury donioślejszej, odsłaniające nam szczegóły dotąd nieznane, a rzucające światło na daną postać, lub dane wypadki, dotąd w ukryciu zostające.

Znaliśmy Bandtkiego jako uczonego historyka literatury i dziejów narodowych, lecz nie wiedzieliśmy, jakie w owej skromnej postaci przyszłego reformatora biblioteki jagiellońskiej biło serce współczujące niedoli narodu, jaka w niem tkwiła siła przekonania o konieczności ocalenia zasobów duchowych przekazanych przez przodków, dla dobra skazanych na polityczną zagładę potomków.

Ten, dotąd nikomu nieznany, epizod z życia Jerzego Samuela Bandtkiego, ujawniony przypadkowo w dokumentach archiwum tajnego berlińskiego, zasługuje na podnienie i wyróżnienie.

W tomie II Kwartalnika naukowego krakowskiego z roku 1835 zamieścił był Helcel gruntowne studyum o Jerzym Samuelu Bandtkiem, «w stosunku do społeczności i literatury polskiej». Oparł się w niej zasłużony badacz nietylko na gruntownej ocenie prac historycznych uczonego, lecz i na jego autobiograficznej notatce, dosłownie w końcu rozprawy przytoczonej (str. 364). W notatce tej Bandtkie wspomina mimochodem, iż, jako substytut i nauczyciel języka polskiego przy gimnazyum św. Elżbiety we Wrocławiu, został mianowany w roku 1799 tłomaczem przysięgłym przy urzędzie municypalnym wrocławskim, a nieco później i przy kamerze królewskiej we Wrocławiu; poczem wymienia dalsze swoje urzędy, pozyskane w latach 1803 i 1804. Lecz o powołaniu swem w charakterze tlomacza do wizytacyj szkól warszawskich, i o memoryale, który był owej missyi następstwem, nie wzmiankuje... Nie wiedział też o nich i Helcel.

Charakteryzując życie i dzieła Bandtkiego, kreśli biograf w podniosłych słowach zasługi owego męża: «W świecie zewnętrznych stosunków społeczeństwa swego gościem był z innego świata, prorokiem wstecznym (tak nazwał Schlegel badaczy dziejów przeszłości), ale z swej oderwanej afery zwracał oczy ku rodzimym rzeczom i w jednej dobie więcej swą myślą zlał dobra na kraj ojczysty, niż nie jeden syn ziemi przez całe swe życie».

Szanując wolę zmarłego, który «wszelkie panegiryki od siebie ze wstrętem odkazywał», nie skreślił Helcel pochwały Bandtkiego i zostawił do tego innym otwarte i nietknięte pole». Będzie więc po temu sposobność w pracy, poświęconej epoce, gdy lepsze umysły, pragnąc wyrwać społeczeństwo rodzime z martwoty, zaczęły szukać środków do podniesienia przedewszystkiem umysłowości polskiej i do rozbudzenia zamiłowania rzeczy swojskich.

Zaszczytniejsze w tych usiłowaniach stanowisko należy się mężowi, który, w tej właśnie epoce, ośmielił się podnieść glos przestrogi, nawet wobec tronu, nawołując króla do szanowania języka i literatury narodu, przeciw któremu właśnie zwracały się wszelkie usiłowania germanizatorów, mające na celu wytępienie i zagładę tych szacownych po przeszłości pamiątek (26).

Pod wieloma względami miały wizytacye szkolne w Prusiech Południowych dodatnie na losy szkolnictwa polskiego następstwa. Stosując się do rad i uwag Bandtkiego, pierwszy Gedicke powziął zamiar zespolenia systematu edukacyjnego ze społeczeństwem polskiem, drogą powołania do nadzoru nad wychowaniem młodzieży wybitniejszych w ówczesnej epoce mężów. Wtedy to właśnie powziętym został projekt utworzenia tak zwanego eforatu szkolnego i wtedy również osnuto projekt utworzenia w Warszawie wzorowego lyceum, z uwzględnieniem, obok niemczyzny, wykładów wielu przedmiotów w — języku polskim.

Obserwacye uczynione na miejscu przez wizytatorów przekonały ich, że o zgermamzowaniu przyłączonych do Prus prowincyj, na razie przynajmniej, marzyć nie podobna było. Przekonanie to spotęgowało się w Gedickem, w podróży powrotnej przez Śląsk, gdzie miał sposobność sprawdzenia naocznego smutnych rezultatów zakus rządowych, podejmowanych przez Niemców w ciągu całych stuleci, gwoli wytępieniu pierwiastków narodowych w ludności miejscowej.

«Sprawdził on naocznie — pisał Bandtkie już po śmierci Gedickego, po przejrzeniu powierzonych sobie papierów zmarłego, w memoryale przesłanym do ministeryum pruskiego — że zaniedbanie języka macierzystego prowadzi raczej do zdziczenia, aniżeli do kultury (dass die Vernachlassigung der Muttersprache mehr zurVerwilderung, als zur Cultur fuhre), gdyż przy bardziej sprzyjających warunkach znalazł on ludność na Śląsku Górnym bardziej oporna, nieokrzesaną i mniej kulturalną, aniżeli rodowitych Polaków. Bez względu na to, że Śląsk górny już lat trzysta pod niemieckiem pozostaje panowaniem, a lat sześćdziesiąt pod berłem pruskiem, znajomość języka niemieckiego jest tam jeszcze małą, jeśli nie żadną, a język rodowity (eigenc Muttersprache) uległ tam zepsuciu. Przekonał się nadto sprawozdawca, że Polacy nigdy nie zasmakują w niemieckiej literaturze, jeżeli własnej pielęgnować nie będą mogli. Spadną oni na szczebel swoich braci na Śląsku. Natomiast, im więcej będą mogli Polacy uprawiać literaturę własną, tem łacniej upodobają sobie literaturę niemiecką, a przez nią — i jej język. O tem, że Polak wogóle nadaje się do stania się z czasem najwierniejszym i najchętniejszym poddanym pruskim — było to, po bliższem z Polakami obcowaniu, przeświadczeniem zmarłego. Zyskuje się wszystko, jeżeli się zdobywa serce Polaka (dass man Alles gewonnen hat, wenn man die Herzen der Polen gewinnt). Uwierzył wreszcie w to, że Polak, z powodu właściwości swego charakteru, nigdy się zgermanizować nie da, natomiast, zachowując swą polskość, może się wyrobić na najlepszego patryote pruskiego»...

ROZDZIAŁ V

Memoriał Jerzego Samuela Bandtkiego

Do powyższych uwag ogólnych nad sprawozdaniem Gedickego dołączył Bandtkie i swoje uwagi własne, w których, mając na względzie podwójny swój charakter: poddanego monarchii pruskiej i charakter nauczyciela rządowego szkoły wrocławskiej, musiał naturalnie ważyć każdy wyraz, każdy zwrot stylowy, by nie narazić swego stanowiska i nie obudzić w sferach rządowych podejrzliwości o nielojalność uczuć swoich względem nowego porządku rzeczy. A jednak, pomimo takiej oględności w wyrażeniach, wypowiedział Bandtkie to, co tkwiło na dnie duszy każdego rozważnego i myślącego obywatela-Polaka, usiłującego pogodzić warunki polityczne kraju, z istotnemi potrzebami duchowemi społeczeństwa rodzimego.

«Czas był zbyt krótki — pisał między innemi autor memoryału — aby złagodzić w należytej mierze przeciwieństwa i przesądy, istniejące między Niemcami i Polakami, a spotęgowane przez wypadki niedawne. Niemcy zbyt często i zbyt silnie okazują niechęć Polakom, budząc w nich uczucie dumy i nienawiści, które nie rzadko szkodliwiej oddziaływa na sprawę, niżby to na pierwszy rzut oka zdawać się mogło. Gdyby natura obdarzyła Polaków zaletami właściwemi Niemcom, przeciwieństwo to, o jakiem mowa, łatwoby się usunąć dało. Dobroduszny Polak stałby się dzielnym Niemcom i nie odczuwałby tak silnie swej niedoli. Lecz niepodobna Polakowi zdobyć się na spokój i zimną rozwagę, wytrwałość w przedsięwzięciach, żelazną pilność i oszczędność Niemców, które tych ostatnich do obecnego świetności doprowadziły stanu. Natura, która macochą nie jest, obdarzyła natomiast Polaków innemi cnotami, zastępującemi tamte w zupełności.

«Owe cnoty, Polakom właściwie, są w stanie utrwalić pewność, że pod silnem i spokojnem panowaniem, nietylko że Polacy nic ustąpią swym współobywatelom Niemcom, lecz że w walce o pierwszeństwo nie pozostaną za nimi. Owemi, Polakom właściwemi, cnotami są: wytrwałość w doli i niedoli i stąd wypływająca swoboda myśli (Frohsinn), poprzestawanie na małem (Genugsamkeit), sztuka znoszenia bez szemrania wszystkich przeciwności losu, zapał i entuzyazm w podejmowanych pracach, łatwość oryentowania się, fizyczna i umysłowa zręczność.

«Cnoty owe uczynią z Polaków wszystko: dobrych i wiernych poddanych, ludzi dzielnych, nie znających zniewieściałości i obawy przed niebezpieczeństwem, a nawet najpilniejszych obywateli, jakkolwiek zamiłowanie do pracy jest u nich sporadycznem.

«Lecz nigdy Polak nie stanie się dobrym Niemcem (Aber niemals kann aus den Polen eiu guter Deutscher werden). Historya Śląska górnego jest w tej mierze najlepszym dowodem. Że jednak Polacy pod wieloma względami na niższym pozostają szczeblu, jestto następstwem szeregu nie- szczęśliwości, których winy im wyłącznie przypisywać nie można.

«Aby skojarzyć ściślej Polaków z monarchia pruską, aby zjednać sobie ich serca, należy przy urządzaniu szkół mieć na względzie następujące stosunki:

1. Polacy powinni poznać literaturę niemiecką w całej jej rozciągłości, lecz nie zaniedbywać przytem i swojej własnej.

2. Urzędujący w Prusiech Południowych Niemcy, i ci, którzy tu w przyszłości działać mają, winni się dokładniej obeznać z piśmiennictwem polskiem.

3. Skojarzenie obu literatur winno ku temu utorować drogę, by Niemiec — Polakiem, a Polak — Niemcem nie gardzili.

4. Księgarstwo polskie i niemieckie winno być według możności popieranem.

5. Polskim patryotycznym pismom i dziennikom nie powinna być stawianą w rozkrzewianiu się żadna przeszkoda.

«Co do tego, że tylko ukształcony Polak mógłby w jednakiej mierze pielęgnować literaturę polską i niemiecką, Polak, mający czas i możności kształcenia się i zdobywania taką drogą urzędów i godności, samo się przez się rozumie, gdyż prosty człowiek (der gemeine Mann), niema po temu ani czasu, ani sposobności, będąc zmuszonym ciężką pracą na chleb codzienny zarabiać. I prostak niemiecki rzadko kiedy rozumie należycie swoją macierzystą mowę, a jeśli nie odbył nauki szkolnej, zapomina częstokroć o prawidłach pisowni i o innych niezbędnych wiadomościach. Wszędzie w Niemczech napotyka się gwara prowincyonalna; jakimże tedy sposobem można żądać, by prostak polski uczył się niemczyzny i polskiego jednocześnie?

«Prostak polski musi być pozostawiony przy swoim wyłącznie języku polskim, a Polak ukształcony powinien pielęgnować i swój język ojczysty — obok niemieckiego.

«Zaniedbywanie języka macierzystego jest źródłem barbarzyństwa i zdziczenia (Die Vernachlassigung der Muttersprache zieht Barbarei und Verwiderung nach sich). Pograniczne prowincye wielu państw, gdzie panuje mieszanina języków, są po większej części mniej kulturalne, aniżeli inne, np. Sabaudya, Lotaryngia i Górnoślązk. Jaką szkodę wywołało tam zaniedbanie macierzystego języka? Powołuję się w tej mierze na pisemko kaznodziei anhalckiego, Jana Samuela Richtera: "Oberchlesische Landman" (Korn, 1797). Że stany ukształcone oddziaływują na szarą rzeszę — nikt nie zaprzeczy. W jednakiej więc mierze skojarzenie niemieckiej literatury z polską między ukształconemi, miałoby wpływ zbawienny na gmin. Żadna szkoła na świecie nie jest zdolną nauczyć naród obcego temuż języka. Tego uczy doświadczenie. Szkoły tedy niemieckie dla polskiego chybiają swego celu najzupełniej, czego dowodem jest Górnośląsk.

«Aby jednak skojarzyć literaturę niemiecką z polską rozkrzewić ja między ukształconemi warstwami narodu, potrzebnem jest utworzenie ginmazyum, któreby, obok szkół pijarskich, dawało młodzieży polskiej, wystawionej na niebezpieczeństwo zdziczenia, możność kształcenia się osiągania zawodów obywatelskich. Nie podobna myśleć 0 kulturze narodu, bez środków właściwego nauczania; jeśli Polacy mają być skazani na zejście do poziomu Górnośląska, to i stulecia całe nie wystarczą dla ich pod- niesienia.

«Aby jednak ułatwić młodzieży polskiej, a zwłaszcza wyższych stanów, możność zdobywania honorowych stanowisk , byłoby w rzeczy samej do życzenia, utworzenie w jakiemś mieście — uniwersytetu polskiego. Utworzenie uniwersytetu wyłącznie niemieckiego, miałoby skutek taki. jak np. założenie przez Józefa II uniwersytetu we Lwowie. Z uwagi jednak, że fundusze na taki cel musiałyby być znaczne, znaczniejsze w Prusiech Południowych, aniżeli w Niemczech, o urzeczywistnieniu rychłem tego celu myśleć nie można, jakkolwiek już książę Albrecht. pruski właściwie miał na celu założenie w Królewcu uniwersytetu polskiego. Zniesienie zaś uniwersytetu niemieckiego i obrócenie jego mienia na uniwersytet polski, również z wielu względów byłoby trudnem.

«Lecz nawet bez wielkich nakładów możnaby wiele dla literatury polskiej, przez założenie w Warszawie Akademii Umiejętności. Gdyby państwo zdobyło się na utworzenie takiej akademii, wzmogłaby się ambicya Polaków, w kierunku odznaczenia się na polu nauki. Niejeden z nich znalazłby pole do zaszczytnego i pożytecznego zajęcia, inny znów, z poczucia patryotyzmu, starałby się o utworzenie jakiejś pożytecznej fundacyi, tak, że pomoc państwa okazałaby się w następstwie zbyteczną, Napływ obcych z Galicyi i z Rosyi mógłby bardzo korzystnie oddziałać na rozkwit Warszawy» (30).

ROZDZIAŁ. VI

Odpowiedź na Memoriał

Memoryał Bandtkiego, złożony na ręce v. Vossa, przesłanym został 23 września 1803 r. do Berlina J. E. ministrowi v. Schroetter, żarliwemu, jak wiemy, zwolennikowi bezwarunkowego i bezzwłocznego zgermanizowania Prus Południowych.

Minister von Schroetter odczytał uwagi Bandtkiego i wypowiedział o nich opinię w odezwie do Vossa, który, ze swej strony, rezultaty owej dyskussyi zakomunikował ministrowi naczelnemu v. Massowowi.

Z owych wzajemnych wynurzeń można utworzyć sobie dokładne wyobrażenie o prądach, jakie w sprawie polskiej w sferach urzędowych polskich ścierały się w owym czasie, gdy jeszcze nieprzewidywano tak rychłego odpadnięcia Prus Południowych od monarchii i zabierano się do gruntownego przeinaczenia na nową modłę organizmu polskiego.

— «Niezaprzeczenie — pisał v. Schroetter do Vossa — wiele uwag nauczyciela Bandtkiego jest trafnych i nadających się do spożytkowania przy urządzeniu szkolnictwa w nowych prowincyach. Z tem wszystkiem, niepodobna mi zataić przeświadczenia, że autor memoryału zbyt wielką, utrzymaniu języka polskiego i polskiej literatury przypisuje wagę (gar zu vielen Werth auf die Erhaltung der polonischn Litterutur und der poln. Sprache legt). Zdaje mi się, że historya wszystkich krajów i narodów stwierdza ów pewnik, że prowincya, w której ludność dwojakim między sobą porozumiewa się językiem, nigdy do wysokiego stopnia kultury i rozwoju umysłowego u ogólę podźwignąć się nie zdoła, i że, taki kraj, w przeciwieństwie do tych. w których jeden tylko język jest językiem miejscowym, zawsze na niskim poziomie rozwoju pozostaje. Za daleko by to nas zawiodło, gdybyśmy chcieli dotrzeć do źródła przyczyn tego zjawiska; lecz że to tak w rzeczywistości się dzieje, o tem świadczą przykłady dawniejszych i nowszych czasów, a między innymi: przykład Węgier i południowego Tyrolu, w zestawieniu z innemi prowincyami monarchii austryackiej; przykład Inflant, Kurlandyi, Litwy pruskiej, Głórno-Ślązka, części Prus Zachodnich i Wschodnich, w zestawieniu z Niemcami.

«Nie trudnem byłoby również dowieść, że kultura prowincyi przez obcy naród zdobytej, tem rychlej się wznosi, im rychlej pierwsza przyswaja sobie język, zwyczaje i obyczaje zdobywców, tam zwłaszcza, gdy i bez tego sama jeszcze na niższym szczeblu kultury pozostaje, aniżeli ów kraj. do którego wcieloną została. O tem, że język niemiecki niezadługo wielkie w prowincyach dawnej Polski, do Prus i Austryi przy łączonych, uczyni postępy, wątpić nie można. Warunki bytu tanecznego, odbywania posiedzeń publicznych, wydawanie rozporządzeń i praw częścią wyłącznie w tym języku, lub też na równi z miejscowym, zamieszkiwanie kraju przez niemieckich urzędników wojskowych i cywilnych, odwiedzanie niemieckich rezydencyj i niemieckich dworów przez bogatą szlachtę, konieczność odbywania nauk teologicznych, lekarskich i prawniczych w uniwersytetach niemieckich, umieszczanie ludzi z gminu w garnizonowych miastach niemieckich, wszystko to musi się do przyczyniać do większej znajomości języka niemieckiego. A gdy się wnioskowanie, z doświadczenia osiągniętego w Prusiech Zachodnich, przeniesie na Prusy Południowe i Południowo Wschodnie, to przyjąć można U pewne, że za lat 30 lub 40 nie znajdzie się w tych prowincyach człowiek jako tako wykształcony, któryby niemieckim nie mógł władać językiem.

«Ów stan przejściowy, w którym mieszkańcy Prus Południowych i Nowowschodnich przez długie jeszcze lata, na rozmaite kategorye będą musieli być dzieleni, nie wpływa pomyślnie na rozwój owej kultury. Jednakże, gdy z natury rzeczy i z warunków, w jakich owe prowincye do pruskiej i austryackiej pozostają monarchii — niepodobna zatamować dalszego krzewienia się w nich języka niemieckiego, przeto wydaje mi się kwestyą zasadniczą i, niejako systematem rządowym obu państw rozbiorowych, nie wpływać specyalnemi środkami i urządzeniami na kształcenie się języka polskiego i polskiej literatury. Prowincye te muszą się stać niemieckiemi. Takim jest cel rządu. (Diesc Provinzen müssen deutsch werden, dies ist das Ziel der Regierung). Chcieć gwałtownemi środkami ów cel urzeczywistnić, byłoby bezużytecznem i bezcelowem. Napopierać przywiązanie narodu do swego języka macierzystego, znaczyłoby: utrwalać ów stan przejściowy i tamować rozwój nowej kultury. «Nie wydaje mi się to niemożliwem, iż język polski, po upływie kilku (einigen) generacyj, albo się w zupełności zatraci, lub też, przez swą siostrzycę — język rosyjski — będzie pochłonięty (entweder sich ganz verliert, oder von ihrer Schwester, der rusischen Sprache, verschlungen sein wird). Skutkiem podobnych wydarzeń, jak te, mocą których państwo Polskie upadło: wygasły języki hebrajski i łaciński, a z żyjących - staro pruski, w zupełności, wendvjski i litewski po większej części.

«Takiż sam los czeka — o ile się polityczny stan rzeczy nie zmieni — i język polski, a to tem pewniej, jeśli się zważy na stan kultury narodu polskiego, w zestawieniu z niemieckim, lub rosyjskim, na wadliwy ustrój języka polskiego (mangelhafte Ausbildung der polu. Sprache) niewielką wartość dzieł literatury polskiej (den geringfugigen Werth der Werke der polnischen Litteratur).

«Ów — według normalnego biegu rzeczy fakt oczekiwany — wstrzymać, wydaje mi się rzeczą niepożądana. To zaś, by skutkiem zaniedbania języka macierzystego naród ów mógł popaść w barbarzyństwo, jak to utrzymuje autor memoryalu, nie zdaje się być dopuszczaniem.

«Przykład Górnoślązka, według mego zdania, nie jest przekonywającym. Na słaby rozwój kultury wpłynęły tam inne, odleglejsze warunki, przedewszystkiem wadliwość kultury ziemi.

«Jakkolwiek w ogólności nie umiałbym określić, jak daleko może się posunąć państwo, by znajomość niemczyzny rozkrzewić między ludnością rdzenną prowincyj polskiech, to jednak, pomysł zakładania po miasteczkach polskich i po wsiach, wyłącznie szkół polskich wydaje mi się niewłaściwym.

«Przypuszczam, że, w rzeczy samej, konieczność zmusi, poprzestać w wielu szkołach na nauczycielach władających tylko mowa polską. Jednakże ta, w wyjątkowych jedynie wypadkach występująca konieczność, niepowinna tworzyć reguły.

«Syn rolnika i mieszczanina w małych miasteczkach, który tylko: rachować, pisać i czytać, a niczego więcej uczyć się nie powinien, znajdzie jeszcze dosyć czasu na naukę języka niemieckiego. O ile dzieci polskie będą z niemieckiemi pomieszane, język niemiecki z łatwością da się im przyswoić. A choćby takie dziecko do 10 roku życia wyniosło ze szkoły znajomość kilku niemieckich wyrazów i wyrażeń potocznego życia, to nie będzie to bez pożytku, by ułatwić niemieckiemu językowi w przyszłych pokoleniach coraz szersze zastosowanie.

«W szkołach mieszczańskich miast większych, wykład, mego zdania, musi być w obu językach prowadzonym. Jeśli to nie nastąpi, powstaną albo same polskie, lub same niemieckie szkoły, które będą wyodrębniać między sobą rozmaite klasy narodu i pociągać za sobą następstwa niepożądane.

«W tak zwanych szkołach uczonych, zdaniem mojem, winien być wykład w niższych jedynie klasach prowadzonym po polsku, lecz jednocześnie, należałoby zważać na to, by uczeń przyswajał sobie zwolna znajomość niemieckiego języka w takim stopniu, by mógł w wyższych klasach słuchać z korzyścią wykładu niemieckich nauczycieli. W tym wypadku uważałbym za zbyteczne, by w klasach wyższych używano naprzemian obu języków. Doświadczenie uczy, że rdzennemu Polakowi niezmiernie jest trudno przyswoić sobie gruntowną znajomość języka niemieckiego w mowie i piśmie. Należy mu przeto nieodzownie dać możność ciągłego stykania się z mową niemiecką i z jej pismem. Da się to, zdaniem mojem, osiągnąć: jedynie drogą wykładów naukowych w języku niemieckim przekładami starych autorów na język niemiecki. Na ćwiczenia gramatyczne w języku polskim, dla tych, co od kolebki uczą się tego języka, dostateczna byłoby przeznaczyć dwie godziny tygodniowo.

«Dla tego jedynie rozszerzyłem się nad tym przeddmiotem ponieważ uważam go za jeden z najważniejszych czynników w organizacyj nowych prowincyj i dla tego byłoby wielkiem dla mnie zadosyćuczynieniem, gdyby JWPan jednakiego ze mną był w tej sprawie zdania.

Berlin 81 października 1803. v. Schrotter".

Wiemy, że Voss w zarządzie swoim trzymał się zawsze polityki pojednawczej, nie chcąc budzić między ludnoscią polską szemrania i niezadowolenia. Wobec tak kategorycznie wyrażonej woli wszechwładnego ministra Sehroettera, w kierunku bezwzględnej germanizacyi prowincyj polskich, nie mógł oczywiście narazić swego stanowiska i w układnej odezwie z 27 listopada 1803, uznał zasadniczy pogląd swego zwierzchnika za usprawiedliwiony, pod niejakiemi wszakże zastrzeżeniami:

«Wynurzony przez Waszą Eixc z powodu memoryałów nauczyciela Bandtkiego, sentyment (Sentiment) — pisał — w przedmiocie stopniowego wprowadzania języka niemieckiego do niegdy prowincyj polskich, wyczerpuje ów przedmiot w zupełności. Zgadzam się z nim całkowicie i wynurzając Waszej EIXC podziękowanie, pozwalam sobie wszakże uczynić tę uwagę:

«Jak długo jeszcze, z powodu braku nauczycieli władających dobrze językami niemieckim i polskim, wykład musi być przeważnie w języku polskim prowadzony, byłoby do życzenia: tych nauczycieli do wykładu dopuszczać, a nie usuwać ich całkowicie. Im więcej urzędujący w Prusiech Południowych i Południowo- Wschodnich zaniedbywać będą ów, tak w miejscowych warunkach potrzebny, język krajowy, tern szkodliwiej mogłoby to oddziałać na sprawę budzenia w tej mierze niezadowolenia w narodzie (einen üblen Eindruck bei der Nation hervorzubingen" (31).

Powyższa wymiana zdań przedstawioną została do opinii ministrowi v. Scheer, który, w odezwie z dnia 15 grudnia 1803 r. pogląd v. Vossa W zupełności zaakcep- tował 32).