Promień
Spis treści
Autor
Stanisław Siedlecki
Źródło
Niepodległość tom IV, Domena Publiczna, śródtytuły od redakcji historia.ofop.eu
Założenie "PROMIENlA"
We Lwowie
W roku 1897 znalazłem się na studjach we Lwowie, jako wyrzucony.ze szkół rosyjskich na Ukrainie, z tak zwanym "wilczym biletem", za organizowanie W gimnazjum w Złotopolu kółka młodzieży w duchu narodowo - niepodległościowym 1). Wstąpiłem na politechnikę, ponieważ" hołdując zasadzie walki czynnej o niepodległość, wierzyłem, iż "nie biadać i gadać, lecz robić należy". Lwów oszołomił mnie na razie. Musiałem z miejsca zrewidować swe, nie wypowiadane zresztą, mniemanie, że ja i mój brat Ludwik, to może jedyni w Polsce prawdziwi niepodległościowcy wśród młodzieży.
Zaraz na politechnice zetknąłem się ze starszymi kolegami, rządzącymi wówczas "czerwoną" Bratnią Pomocą, jak Szaynok, Brzostowski, Zipser, którzy o dążeniach niepodległościowych mówili jako o czemś samo się przez się rozumiejącem. A oni przecież nadawali ton całej młodzieży, do "Bratniaka" należącej. Pozatem w sali "Bratniaka" wygłosił odczyt o socjaliźmie młody inżynier, Kazimierz Mokłowski. Mówiono wtedy o nim, że jest gorącym i czynnym niepodległościowcem, w przeciwieństwie do innych socjalistów galicyjskich, mniej lub bardziej obojętnych dla tej sprawy. Wskazywano również wysoką postać świeżo ukończonego inżyniera, Jędrzeja Moraczewskiego, jako wybitnego socjalistę, który w dążeniach niepodległościowych idzie śladami swego sławnego dziada. W socjalistycznem stowarzyszeniu akademickiem "Zjednoczenie" spotkałem Stanisława Kachnikiewicza, doktora Górzyckiego, Oswalda Dawida, Leona Weinfelda i słuchacza politechniki, Andrzeja Galicę, co do których nabrałem przekonania, że nie są gorszymi ode mnie niepodległościowcami.
Oczekiwania
Jednak, kiedy w jesieni 1898 roku z zaagitowanym przeze mnie bratem Ludwikiem jechaliśmy na politechnikę do Lwowa, byliśmy zdecydowani działać w kierunku szerzenia idei niepodległości, niezależnie od tego, czy tamci wybitni i imponujący ludzie robią coś w tym kierunku, czy nie robią. Szukając terenu działania, stwierdziliśmy przedewszystkiem, że młodzież gimnazjalna galicyjska, mająca w porównaniu z młodzieżą zaboru rosyjskiego nieskończenie większą łatwość zrzeszania się dla samokształcenia, nie organizuje się 'prawie wcale. Następnie, że duch ugodowości i filisterstwa, jaki szerzyła od lat w Galicji szkoła stańczykowska, zabił wszelkie szczere przejawy porywów niepodległościowych. Cały ówczesny patrjotyzm galicyjski polegał na urządzaniu nudnych obchodów narodowych (B-go maja, rzadziej rocznicy powstań), noszeniu strojów na- rodowych i urąganiu po kątach na centralizm austrjacki. Czy, objektywnie biorąc, było to wszystko, nie chcę w tej chwili przesądzać, w każdym razie wtedy mieliśmy o tem takie właśnie pojęcie. Wiedzieliśmy również, że socjalizm galicyjski nie przeciwstawia temu stanowisku rzeczy hasła niepodległości z oparciem o masy robotnicze, tak jak P. P .S. zaboru rosyjskiego, będąc w owym czasie niejako emanacją socjalnej demokracji austrjackiej. Dość liczni niepodległościowcy, zgromadzeni we Lwowie, byli dodatkowym dowodem, że szkoła Polska w Galicji nie sprzyja rozwojowi uczuć niepodległościowych. Swe przekonania bowiem zawdzięczali oni albo rodzinie, albo też hasłu, rzuconemu przez P. P. S. zaboru rosyjskiego. Hasło to, poparte czynną walką w najtrudniejszych warunkach, zaś powtarzane na łamach tajnego "Robotnika", co wytrwale wychodził w Warszawie (tak brzmiało bowiem miejsce wydawania pisma), poczynało właśnie przedostawać się przez chiński mur filisterstwa i ugody, którym otaczała szkoła galicyjska swych wychowanków.
Idea pisma
Idea założenia niepodległościowego pisma dla młodzieży powstała na wieczorach kółka literackiego, które utworzono. w listopadzie 1898 r. w Bratniej Pomocy politechniki lwowskiej. W grudniu tegoż roku przyszedł do mnie mój brat Ludwik i zwierzył się, że w porozumieniu z kolegą Wacławem Wolskim postanowili założyć pismo dla młodzieży szkolnej. Co ono ma propagować, to ułoży ze wszystkiemi szczegółami Wolski, bo on ma do tego talent, by wszystkie drobiazgi zebrać, chodzi jednak głównie i przedewszystkiem o szerzenie uczuć niepodległościowych wśród młodzieży. Chodzi o to byśmy mogli stworzyć liczny zastęp ludzi, którzy będą chcieli w swoim czasie bić się o niepodległość. Ludwik, który właśnie wtedy począł się uważać za Ukraińca, chciał, by to propagowanie idei niepodległości mogło w przyszłem piśmie dokonywać się równolegle i wśród młodzieży ukraińskiej.
Z radością przyjąłem do wiadomości postanowienie założenia pisma. Go do wyżej wyłożonego programu, to był on już przez nas w zasadzie dawno ustalony, teraz następował tylko moment możliwości jego urzeczywistnienia. Wyobrażaliśmy sobie, że pismo będzie samowystarczalne, t. j. na papier, druk i przesyłkę pocztową zdobędziemy pieniądze z kolportażu pisma. Oczywiście, o kosztach redakcji, administracji, czy też honorarjach autorskich nie było mowy ani w projektach, ani potem w długoletniej a sławnej historji pisma. Pomimo tak skromnych wymagań, trzeba było znaleźć pewną kwotę na początek na wydrukowanie I-go numeru pisma. Kwoty takiej nie mieliśmy. Sytuacja wydawała się beznadziejną. Pewnego dnia jednak kolega Wolski zawiadomił nas, że, o ile do niego przyjdziemy wieczorem na ul. Kurkową 14 na zebranie, to da się może coś zrobić i w sprawie pieniężnej.
Finansowanie w cieniu bankructwa
Koniec roku 1898 w Galicji był znany z tego, że wtedy nastąpiło wielkie bankructwo przedsiębiorstw naftowych Stanisława Szczepanowskiego, właściwego twórcy przemysłu naftowego w Polsce. Bankructwo spowodowały intrygi obcego kapitału, a dopuścił doń krótkowzroczny a zazdrosny kapitał polski. Było ono tak wielkim ciosem dla polskości przemysłu naftowego, że do dziś dnia nie :może on się z jego skutków otrząsnąć. Jednocześnie ze Szczepanowskim zrujnowani zostali inżynierowie Wolski i Odrzywolski, przyjaciele Szczepanowskiego, którzy poręczyli za niego całym swym kilkamiljonowym majątkiem. Na Kurkowej pod 14 mieszkał kolega Wolski właśnie w mieszkaniu jednego z tych szlachetnych poręczycieli, inżyniera Odrzywolskiego, i zebranie miało się odbyć z jego udziałem.
Pierwsze tedy formalne posiedzenie organizującego się pis- ma odbyło się w następującym składzie: inż. Kazimierz Odrzywolski, Wacław Wolski, Ludwik Siedlecki i Stanisław Siedlecki. Na tem posiedzeniu wybraliśmy nazwę pisma i powtórzyliśmy w sposób już uporządkowany program jego działalności. Odrzywolski przy końcu posiedzenia, wyraziwszy aprobatę dla kierunku pisma, ofiarował nań 50 guldenów. Pozatem inż. Odrzywolski w niczem nam nie pomagał, ani też przeszkadzał, zresztą umarł wkrótce na chorobę serca.
Mając taki "majątek" w kieszeni, poczęliśmy już myśleć konkretnie o wydawnictwie, a więc szukać redaktora, fachowca od artykułów 'programowych, oraz redaktora odpowiedzialne- go. .Redaktor odpowiedzialny był ",najważniejszy", bo bez jego podpisu nie mógł się pierwszy numer ukazać. Wedle istniejącej wtedy ustawy, musiał być obywatelem austrjackim i mieć skończone 24 lata. Między młodzieżą z I i II roku politechniki o takiego było trudno, więc udaliśmy się o pomoc i radę do zarządu "Bratniaka". Gdy się jednak tam powiedziano, o co chodzi, a przedewszystkiem, ile mamy pieniędzy, uśmiechając się pobłażliwie, radzono zamiaru poniechać, zaś pieniądze oddać na "Bratnią Pomoc".
Tworzenie redakcji
Naczelny
Nie nawymyślaliśmy im, czego dotąd żałuję, bośmy sami byli skromni i pełni wątpliwości, aleśmy zamiaru, oczywiście, nie pojechali. Postanowiliśmy tylko nie iść w staraniach o redaktora odpowiedzialnego "drogą organizacyjną", ale rozpocząć indywidualne poszukiwania. Po kilku dniach zatrzymaliśmy się na pewnym bukowińczyku 2), koledze Aleksandrze Wieleżyńskim.
- Odpowiedzialny redaktor! - wykrzyknął, śmiejąc się, poczciwy kolega, gdy brat mój wyłożył mu sprawę. Wykrzyk ten i ton oznaczały, że wie on, o co chodzi - mianowicie o odsiadywanie więzienia w razie czego. Zgodził się jednak bez wahania.
Feliks Perl
Należało zkolei obejrzeć się za kierownikiem pisma. Wprawdzie kolega Wolski dawał, bardzo zresztą skromnie, do zrozumienia, że potrafi redakcję prowadzić, a wiedzieliśmy sami, że ma po temu uzdolnienia, ale baliśmy się go, ponieważ był za mało radykalnych poglądów.
Tymczasem cuda opowiadano nam o rozumie, energji i wiedzy, a zarazem o dowcipie i ekscentryczności członka akademickiego "Zjednoczenia", a także członka P. P. S. zaboru rosyjskiego., doktora F e l i k s a P e r l a. Wstawał o 6 wieczorem, siedział cały czas w kawiarni, o godzinie 2-ej w nocy pytał: "co zrobić z resztą wieczoru?"; chodził w zimie w dwuletnich paltach, odżywiał się okropnie i mieszkał w nieopalanym pokoju. Znał na pamięć prawie całego. Słowackiego i innych poetów polskich i był znakomitym znawcą socjologji, socjalizmu i "Kapitału" Marksa.
O godzinie 4-ej po południu poszliśmy tedy odwiedzić Perla, by mu zaproponować redakcję "Promienia"; było to na III piętrze przy ul. Ossolińskich 12. Pokój zajmowany przezeń, miał łóżko. żelazne, dwa krzesła, stół i nocną szafkę. Mieszkanie było nieopalane oddawna. Zresztą drzwiczki o.d pieca były wyrwane i wstydliwie wyzierały z kąta. Na łóżku, przykryty z głową cienkim bawełnianym kocem, letniem paltem i dwiema wielkiemi rozłożonemi książkami, spał gospodarz.
Weszliśmy i usiedli na krzesłach, rozmawiając (drzwi nie były wcale zamknięte). Po pewnej chwili śpiący się poruszył i z pod kołdry wysunęła się głowa i biała jak pergamin, cienka, bez muskułów ręka. Ręka odgarnęła długie czarne włosy i wyjrzał nakoniec sam "Felek". Miał rasową semicką, ujmującą twarz, okoIoną czarną rzadką bródką.
Było nas gości trzech: Wolski, Jan Zajączkowski, syn znanej działaczki pepeesowskiej, którego prosiliśmy, by nas przedstawił Perlowi, i ja. Wyłożyliśmy naszą sprawę. Perl na redaktorstwo się nie zgodził, nie miał na to. "ani czasu, ani ochoty", ale napisać obiecał.
To też i napisał. W numerze 1-ym był jego artykuł poświęcony rocznicy Powstania styczniowego, w 2-im - krytyka wypisów szkolnych pod tytułem: "Jak nie należy układać wypisów", w 4-ym - artykuł pod tyt.: "Hr. Tarnowski w walce z historją porozbiorową Polski". Napisał również w tychże numerach umieszczony szereg artykułów popularnych z zakresu socjoIogji, jak: "Gospodarka naturalna i pieniężna" i inne 3).
Artykuły te, pisane niezwykle jędrnym, pełnym uszczypliwego. humoru stylem, wykazywały obłudę quasi - patrjotyzmu
galicyjskiego. tych czasów, wytykały zacofanie, klerykalizm
i zaściankowość metod szkolnych i rzucały śmiało hasło walki
z tem wszystkiem. Nadały one właściwy prometejski ton pierwszym poczynaniom "Promienia". Zrobiły one to, że nie zdawał
się bladym wstępem programowy artykuł od redakcji, pisany
ręką WoIskiego..
Kiedy Wolski mówił, że będziemy ",podsycali znicz uczuć narodowych", w artykułach Perla (R) znicz ten buchał wysokim słupem płomienia. Kiedy artykuł programowy oświadcza, że chcemy wystąpić przeciw "bezmyślnemu szowinizmowi i zaściankowości", to. Perl ten szowinizm i zaściankowość ciął bez pardonu ostrym nożem zjadliwej krytyki, wyśmiewał wesołym i zdrowym śmiechem młodości. Przez artykuły popularno.-społeczne Perla wchodzi ostrożnie i umiejętnie wszczepiony w umysły młodzieży światoburczy, bohaterski polski socjalizm.
Reszta redakcji
Po wizycie u Perla sprawa była zdecydowana i redaktorem został Wolski. Kiedy się pojawił 1-.szy numer, trzeba się było zająć jego porządnym i celowym kolportażem. Do tego się zgłosił ofiarny i oddany kolega, uświadomiony już socjalista galicyjski, Leon Weinfeld. Nie miał żadnych pisarsko-redaktorskich aspiracyj, ale miał zdolności organizacyjne. To też sprawa kolportażu i administracji, sprawa zdobywania funduszów na dalsze numery, stworzenie kół młodzieży "promienistej", to jego prawie wyłączna inicjatywa i zasługa. Nad jego osobą zatrzymam się trochę dłużej, bo stał się on w pewnej chwili 'przedmiotem sporu, który zaważył dość znacznie na losach "Promienia".
W konflikcie z P.P.S.-em
W zimie 1899 - 1900 roku naszem pismem zainteresowali się przedstawiciele P. P. S., którzy poza Perlem byli wtedy we Lwowie, mianowicie Witold Jodko., Adam Bujno, Bolesław Miklaszewski. Skutkiem tych zainteresowań pepeesowców było postanowienie opanowania przez partję "Promienia" w całości. Nie wiem zresztą, gdzie to i jak postanowiono, dość, że zjawił się do mnie (wtedy już należałem do. tajnej sekcji P. P. S., wprowadzony, przez B. Milaszewskiego) Adam Bujno z następującem żądaniem. Ponieważ, redakcja pisma jest w naszych rękach 4), zaś administracja i propaganda znajduje się w rękach członka galicyjskiego P. P. S. D. Weinfelda, więc należy go usunąć.
Do dziś uważam, że człowiek wydajny w pracy i bezinteresowny jest wielkim skarbem dla każdej organizacji, zaś Leon Weinfeld imponował poprostu ofiarnością i niezmordowaną pracą dla "Promienia". Oparłem się tedy żądaniu usunięcia go pomimo całego strachu, że sprzeciwiam się woli potężnej, tajemniczej siły, której autorytet był dla mnie wtedy alfą i omegą autorytetu wogóle; miałem bowiem podejrzenie, że Bujno więcej tu działa na własną rękę i, jeśli nawet ma za sobą. uchwałę, to że sam ją spowodował przez odpowiednie przedstawienie sprawy. Tłumaczyłem Bujnie jak mogłem, że po pierwsze Weinfeld jest entuzjastą zupełnie bezinteresownym i da sobą pokierować, powtóre, że lgnie do nas, "królewiaków" i niepodległościowców całem sercem, a nakoniec, że bez jego współpracy wogóle pismo nie może się obyć. Przypomniałem mu i ten fakt, że, gdyby nie Weinfeld, to przecież pyszne artykuły Perła w pierwszych numerach też nie byłyby się ukazały. On to bowiem, chodząc za Felkiem od kawiarni do kawiarni i bawiąc go rozmową do 3-ej rano, wymuszał na nim te artykuły, pisane zawsze na stolikach kawiarnianych. Nie umiałem jednak Bujny przekonać.
Skutki mego sprzeciwu były narazie opłakane. Mianowicie członkowie P. P. S. przestali zasilać "Promień" swemi pracami (zresztą Perl wtedy wyjechał, jak teraz wiemy, do redakcji tajnego "Robotnika"), zaś inni współpracownicy odpadli poprzednio, odstraszeni zbliżeniem się naszem do socjalizmu. Zostaliśmy sami. Ja w dodatku, kończąc właśnie studja, nie miałemczasu - zresztą nie odważyłbym się wtedy brać w ręce redakcji pisma. Został więc L. Weinfeld, który siłą rzeczy stał się i redaktorem i sekretarzem redakcji i wogóle wszystkiem 5). On też, wypraszając i wybłagując artykuły u wybitnych socjalistów lwowskich i zestawiając kroniki oraz gromadząc materjał, nadsyłany przez młodzież, pchał numer za numerem jak mógł i umiał. Dopiero po kilku miesiącach redakcję objął student uniwersytetu Stefan Odrzywolski (zresztą wspópracownik "Promienia" od pierwszych numerów) i redagował pismo przez pewien czas dobrze i zajmująco.
Rozwój pisma
Kiedy "Promień" przetrwał ten trudny okres, znów się nim poczeli interesować wybitni pepeesowcy. Miał on wtedy już dość wyraźne oblicze, opierając się o liczne koła młodzieży "promienistej" w Galicji, na śląsku, a także i w zaborze rosyjskim, w tym ostatnim przy czynnej pomocy P. P. S.
Jeśli chodzi o współpracę pierwszych dziesięciu numerów "Promienia", to, Poza już wymienionymi - W. Wolskim (W), F. Perlem (R), Ludwikiem Siedleckim (Grzymalita) i Stefanem Odrzywolskim (St. Od.) - wymienić mogę matkę moją (Józefa Grzymała), Ukraińca Teofila Mełenia, autora artykułów w sprawach ukraińskich (T. M.), Marjana Wieleżyńskiego (Alchemik), znanych już wówczas krytyków literackich: Ostapa Ortwina i Zdzisława Dębickiego, oraz Edmunda Weisberga (Wielińskiego). Pisali też W. Jodko, M. Hankiewicz, K. Mokłowski, Z. Kisielewiski, Milko, ale to już późniejsze czasy.
Dystrybucja
Pomimo, że wydawnictwo "Prmienia" kosztowało mało, 'bo płaciło się tylko za papier i druk, jednak z funduszami na dalsze numery było zawsze krucho. Młodzież szkół galicyjskich, jak to zawsze młodzież, płaciła bardzo kiepsko, zresztą i cena egzemplarza (15 centów) była skromna, jeżeli liczyć, że rozchodziły się te egzemplarze nie w tysiącach, ale w setkach zaledwie. To też ważną rolę odgrywało tu przewożenie "Promienia" do zaboru rosyjskiego i uzyskiwanie tam gotówki z koIportażu i zbiórek. Kiedy przychodził czas wyjazdu na ferje świąteczne i wakacje, Weinfeld całe góry "Promienia" naładowywał na studentów, jadących za kordon. Częściowo zajmował się tem i Józef Nowicki (pseudonim partyjny "Pluskwa"), który wprawdzie obładowywał kolegów głównie bibułą ściśle partyjną, ale i dla "Promienia" miał względy.
Dużem oparciem dla "Promienia" był na Ukrainie dom moich rodziców, sławny ,,futorek" Pod Złotopollem. Pierwsze numery prawie wyłącznie, a później przez parę lat duża część kolportażu pisma na cały zabór rosyjski szła przez "futorek" na Ukrainie. Stamtąd też płynęły i znaczniejsze fundusze, bo patrotyzm "promieniowy" był tam tak wielki, że nie było zwykłego Podziału: trochę na "Promień", a resztę na bibułę P.P.S., wszystko tam szło na "Promień". "Futorek" grupował, pod opieką pieczołowitą moich rodziców, Stanisława i Józefy Siedleckich, młodzież, z której jako "promienistych" należy wy- mienić, poza już wymienionymi: Felicję i Jadwigę Iwanowskie, Józefę, Jadwigę i Wandę Siedleckie ora'z Feliksa Siedleckiego. Tutaj też często widzimy ciężko obładowanego "Promieniem" Leona Weinfelda, który pilnował, by nie tylko, jak my to czyniliśmy, bibułę przewieźć i rozepchnąć między ludzi, ale głównie, by zainkasować tak dla dalszego wydawania potrzebną gotówkę, o ile możności największą. Oparciem dla "Promienia" na Ukrainie była również grupa studentów kijowskich, do której wchodzili: Witold Zabłocki, Wojciech Świętosławski, Tadeusz Zagórski, Mieczysław Piątkowski (Mak), Zygmunt Sianożęcki oraz studentka uniwersytetu lwowskiego Janina Zabłocka. Ta ostatnia nieraz przewozi "Promień" na sobie przez kordon. Widzimy też stale w numerach powakacyjnych "Promienia" pokwitowania "znacznych sum" z zaboru rosyjskiego, bo sięgające czterdziestu kilku rubli jednorazowo.
Środowisko "promienistych"
Z pośród "promienistych" wyszli politycy i działacze społeczni, jak: Tadeusz Hartleb, Marjan Hudec, Zygmunt Kisielewski, Władysław Kobak, Stanisław Kot, Marjan Kukiel, St. Lewenstein, Adam Próchnik, Kazimierz Pużak, Edm. Szalit (poległ jako legjonista II Brygady), Jan Szczyrek, Kazimierz ŚwitaIski i wielu, wielu innych.
W późniejszych latach swej działalności "Promień" podjął dwie prace, o których tu chcę wspomnieć, chociaż nie posiadam odnośnych roczników pisma, by dokładnie móc sprawę oświetlić. Pierwszą pracą była ankieta, w której chodziło o wyświetlenie, czy miłość ojczyzny w jakikolwiek sposób koliduje z dążeniem ludzi do międzynarodowego współżycia. Odpowiedzi na tę ankietę nadesłali: Marja Konopnicka, Eliza Orzeszko- wa, Wacław Sieroszewski, Andrzej Niemojewski i wielu innych pisarzy polskich.
Drugą pracą była ankieta na temat: "Jak zostałem socjalistą?" Odpowiedzi nadesłali: Józef Piłsudski, Kazimierz Mokłowski, Witold Jodko-Narkiewicz, Ignacy Daszyński, Mikołaj Hankiewicz, Herman Diamand i inni. Ankieta ta jest jednem z nielicznych źródeł biograficznych Józefa Piłsudskiego.
Na pytanie, co zdziałał "Promień" wśród młodzieży polskiej wogóle, a galicyjskiej w szczególności, odpowiedzieć można - wiele zdziałał! Praca ideowa "Promienia" przeorała do gruntu niwę galicyjską, odpychając do krystalizującej się właśnie endecji tromtadracki "parade-patrjotyzm" i tworząc liczną kadrę entuzjastycznie nastrojonych zdecydowanych niepodległościowców. Gdyby nie "Promień" i jego wieloletnia praca, nie wiem, czyby Józef Piłsudski potrafił znaleźć w Galicji w latach 1910 - 1914 kilka tysięcy młodzieży do swoich zastępów strzeleckich. By młody żołnierz polski w latach 1914 - 1918 mógł wytrwać wobec obojętności, a nawet niechęci społeczeństwa polskiego, by mógł wyminąć wszystkie sidła, nań zastawione, gdy wracał ze szpitala do I-ej Brygady, by mógł znieść z godnością cały szereg ciężkich przejść w tym czasie, gdy Komendant poszedł do Magdeburga, musiał mieć wiele w sobie hartu i siły ducha. By jednocześnie ten źle uzbrojony i słabo zaopatrzony żołnierz, pod komendą tak samo młodych, świeżo ze szkół i "cywila" wyszłych oficerów, potrafił na polu bitwy imponować niemieckiej armji, musiał mieć wiele rycerskich cnót i wiele miłości Ojczyzny.
Na stworzenie tych rycerskich nastrojów i tej niezłomnej postawy przyszłych żołnierzy wyzwalającej się Polski złożyło się dużo czynników potężnych i wzniosłych, jednak śmiało mogę powiedzieć, że i zasług tu zapomnianego już dziś "Promienia" magna pars fuit.
Warszawa, 27. VII. 1930.
Przypisy
1) Organizacja ta nie miała jeszcze zupełnie !Zabarwienia socjali- stycznego.
2) Polak z Bukowiny, ze szkoły niemieckiej.
3) On też zaproponował tytuł pisma - "Promień", który przyjęliśmy jako najlepszy.
4) Wacław Wolski właśnie wtedy zachorował i wyjechał.
5) Pismo miało swą siedzibę narazie w mieszkaniu braci WJeleżyńskich, potem już stale było w mieszkaniu L. Weinfelda.